niedziela, 30 sierpnia 2009

Leśna kuchnia - kościenica wodna

Jedną z dzikich roślin jadalnych, dostępnych praktycznie przez cały rok jest kościenica wodna (Myosoton aquaticum). Bardzo pospolity chwast polny, spotykany w całym kraju (nie tylko na polach) aktualnie posiadający silną tendencję wzrostu liczebności stanowisk. Podobny do gwiazdnicy pospolitej. Odróżnia go od niej liczba pręcików (gwiazdnica ma 3)

Kościenica wodna (Myosoton aquaticum)
na
koźlarzu pomarańczowożółtym(Leccinum versipelle)

Ponieważ dzisiaj "dociągałem żółtko do oporu" odsypiając weselicho znajomej, dopiero pod wieczór wyrwałem się na tzw. "spacerek regeneracyjny". Po drodze udało mi się odnaleźć kilka "miejscówek" z roślinami, których opisy być może wrzucę w przyszłości do tego blogu. Zebrałem także dużego koźlarza pomarańczowożółtego oraz mały pęczek kościenicy wodnej na dzisiejszą wariację kolacyjną.
Oczyszczonego, umytego i pokrojonego na grube plastry koźlarza, zamoczyłem na 30 min w wodzie. Następnie na patelni rozpuściłem trochę masła i wrzuciłem odsączone z wody kawałki grzyba. Po zrumienieniu z dwóch stron dodałem 1/2 drobno posiekanego ząbka czosnku. W chwili gdy czosnek zaczynał tracić jasną barwę dosypałem szczyptę soli, pieprzu oraz suszonej lebiodki pospolitej (Origanum vulgare) czyli znanego wszystkim oregano. Następnie smażyłem przez niecałą minutę aby aromaty odpowiednio się wymieszały, po czym dodałem umytą i drobno posiekaną kościenicę. Po kolejnej minucie danie zostało wyłożone na talerz. Do tego kromeczka chleba no i niebo w gębie.


Wariacja kolacyjna - kościenica wodna z koźlarzem pomarańczowożółtym
(z prawej pędy macierzanki zwyczajnej
(Thymus pulegioides))

piątek, 28 sierpnia 2009

Leśna kuchnia - słonecznik bulwiasty

Zejdę z tematu krwiożerczych psów.
Wędrując w plenerze mijamy (często nawet o tym nie wiedząc) rośliny, które były jadane przez mieszkańców Starego i Nowego Świata jeszcze zanim rozpoczęła się epoka wielkich odkryć. Wraz z migrującymi populacjami wielkie odległości przebywały niektóre gatunki użytecznej flory.
Z Peru przywędrował do nas ziemniak (solanum tuberosum). Jest to trująca roślina z rodziny psiankowatych. Wszystkie części zielone zawierają trującą solaninę. Solaninę zawierają również części bulw wystawione na słońce podczas wzrostu rośliny (też są koloru zielonego). W naszym klimacie ziemniak nie wykazuje tendencji do dziczenia. Przegrywa z chwastami i przede wszystkim z mrozem.
Bulwy ziemniaka przed spożyciem musimy poddać obróbce cieplnej. Tej wady nie posiada topinambur, czyli słonecznik bulwiasty (Helianthus tuberosus). Roślina przypłynęła z Ameryki Północnej gdzie była w menu kilkunastu plemion indiańskich. Bardziej popularna na zachodzie Europy a u nas kulinarnie nieznana. Cechą, która ją wyróżnia jest umiejętność przetrwania chłodnych zim bez ingerencji człowieka. Dzięki temu może rozprzestrzeniać się samodzielnie.
Na jesieni wytwarza jadalne bulwki, które "startują" wiosną dając początek nowym roślinom.
Bulwy topinamburu zawierają inulinę. Ma to swoje plusy i minusy. Plusem jest fakt, że inulina rozkłada się w organizmie człowieka do fruktozy bezpiecznej dla diabetyków. Duży minus stanowi proces rozkładu, odbywający się przy pomocy bakterii w okrężnicy. Jego efektem są spektakularne gazy. Niemniej, jako składnik kuchni na "świeżym powietrzu" topinambur sprawdza się znakomicie. Obecnie zaczyna się okres kwitnienia tej rośliny.

Kwiaty i liście słonecznika bulwiastego

W ciepłych i nasłonecznionych miejscach kwiaty widziałem już 2 tygodnie temu. Roślina kwitnie aż do listopada. Spotkać ją można na terenach ruderalnych, czyli silnie zmienionych przez człowieka. Występuje wzdłuż rzek i w ogrodach jako roślina ozdobna. Rośnie przy drodze i na śródleśnych poletkach gdzie wykorzystywana jest przez myśliwych do karmienia/wabienia dzików. Jej przyrosty są tak duże, że raz założone poletko wystarczy przeorać wczesną wiosną aby odbudować plantację.
Wykorzystanie kulinarne obejmuje udział topinamburu w różnego rodzaju surówkach, sałatkach a także innych potrawach, w których znakomicie zastępuje on ziemniaki.
Oznacza to, że może być podawany również w postaci:
  • ugotowanej w wodzie z dodatkiem soli
  • puree z masełkiem
  • frytek
  • placków
  • itp. ;-)
Zawartość inuliny sprawia, że smak jest bardziej słodki niż w przypadku ziemniaka.
Wg. mnie, najbardziej smakują bulwy ugotowane na parze. Wszystkie składniki (m.in. potas, żelazo, fosfor, cynk) dzięki takiemu przygotowaniu pozostaną potrawie.

Plasterek bulwy topinamburu dodany do herbaty sprawi, że będzie ona miała cytrynowy posmak.



Na zdjęciu kłącza pałki szerokolistnej (typha latifolia)
oraz bulwy topinamburu (
Helianthus tuberosus)
przygotowane do gotowania w dole ziemnym

czwartek, 27 sierpnia 2009

Fantastyka czy manipulacja?

Zaciekawił mnie ten blog prowadzony przy współudziale (korekta - nie tylko ja się pomyliłem) Straży Leśnej z Nadleśnictwa Gdańsk .
Ponieważ znalazłem w nim kilka nieścisłości postanowiłem bliżej przypatrzyć się poszczególnym artykułom. Historii opisanych na w tym blogu nie powstydziłby się nawet "Fakt".

Ze względu na skąpą ilość informacji, wziąłem na tapetę ten wpis .
Autor podpisuje zdjęcie na którym uwiecznione zostały 2 psy osaczające dzika:
"Ten dzik przeżył, tym razem zginął pies - prawdopodnie 'padł w ogniu walki'."

Hmm. Poważna sprawa skoro padł w tym ogniu i to na dodatek aż "prawdopodobnie". Już w wyobraźni widziałem dzikie ostępy i dzielnego dzika równie dzielnie odpierającego ataki sfory, ale... coś w tej focie było nie tak. No tak. Zdjęcie strzelone w odpowiedniej chwili. Taka okazja w naturze nie zdarza się na co dzień... Ani przeciętnemu fotografowi raz na 10 lat. Chyba, że..... walka była "ustawiona"!
Hmm. Jeden z psów jest rozmazany ale drugi to ładny okaz gończego polskiego. Takich psów nie spotyka się u równie przeciętnego mieszkańca naszego kraju - to jest typowa rasa użytkowa wśród myśliwych. A więc mamy psy należące do myśliwego, które ścigają dzika w "ustawionej walce".
Hmm. Zaglądam w EXIF zdjęcia. Powstało ono 30 sierpnia 2005 ok. południa (nie wiem czy w aparacie była korygowana zmiana czasu więc +-1h). Polowanie w południe? Na dzika? Bez sensu. Zatem szkolenie lub konkurs. Ponieważ takie imprezy nie mogą odbywać się w łowisku używa się do tego celu zagród w specjalnych ośrodkach. Zaglądam w google: najbardziej prawdopodobny wynik daje Ośrodek Szkolenia Psów Myśliwskich w Przechlewku .
Lokalizacji nie mogę niestety na 100% potwierdzić. Mogę natomiast dodatkowo sprawdzić prawidłowość wyciągniętych wniosków. Czas na użycie socjotechniki. Ponieważ komentarze na blogu są moderowane, każdy który okaże się niewygodny można po prostu usunąć. Gdyby moje wnioski były błędne - komentarz zostałby zatwierdzony a autor przy okazji "odbiłby piłeczkę".
Ryzyk fizyk. ok. 10:20 wrzucam jako anonymous krótki tekst:
"Bardzo ładny gończy polski.
No i udana dynamiczna fotka.
Niech zgadnę - 2 połowa sierpnia 2005, ... Ośrodek Szkolenia Psów Myśliwskich w Przechlewku ..."

Czekam na zatwierdzenie, tego w sumie niewinnego komentarza przez moderatora. Po godzinie 14 zatwierdza jednak inny komentarz w innym temacie. O 15:33 wrzucam kolejny wpis do interesującego mnie wątku:
"Fatalnie to wygląda"

Ten komentarz zostaje zatwierdzony. Czyli moje wnioski zostały dodatkowo potwierdzone.

Podsumowując niniejszą notkę. Edukacja (nawet ekologiczna) powinna opierać się na faktach. Jak każda racjonalna nauka. Upublicznienie tak wrażliwych i delikatnie to ujmując ... niedopracowanych informacji, w sytuacji gdy między pseudomyśliwymi a właścicielami psów od dłuższego czasu trwa wyjątkowo ostry spór - dolało oliwy do ognia. Czy było to świadome działanie, czy też nie - musiało spotkać się z reakcją. Sprawa psów spuszczanych ze smyczy w lesie lub poza nim jest zaledwie czubkiem góry lodowej. Jest to jeden z czterech rodzajów psów spotykanych w łowisku. Znam kilkadziesiąt psów (spacerujących bezsmyczowo do 20m od właściciela) i w tej grupie zaledwie 2 mają tendencję do uporczywego ścigania zwierzyny. Uporczywego, czyli na dystansie większym niż 50-70m w otwartym terenie. W ich przypadku jedynym rozwiązaniem pozostaje smycz lub długa linka, zapinana w rejonie gdzie można napotkać zwierzynę.

Ja twierdzę, że zawsze można się dogadać. Bo to ludzie wymyślają obowiązujące prawo, ludzie pilnują jego przestrzegania i ludzie starają się funkcjonować w wymyślonym prawie, które nie zawsze jest szczytem kompromisu. Mówi to człowiek, który zawsze stara się dbać o to, żeby miejsce w którym czasem przysiądzie, pozostało w stanie takim jakby go w nim w ogóle nie było.

środa, 26 sierpnia 2009

Właściciel psa.

Jestem właścicielem psa. Mogę to spokojnie stwierdzić gdyż mój pies zawsze znajduje się pod moją wyłączną kontrolą. Nawet jeśli zostanie zwolniony ze smyczy nie pozwalam mu oddalić się poza zasięg mojego głosu i wzroku. Poświęciłem wiele godzin na trenowanie komend. Pies rozpoznaje i reaguje na polecenia wydawane głosem i gestami (ciche). Posiada dokumenty potwierdzające pochodzenie i przynależność do konkretnej psiej rasy. Rasę dobierałem specjalnie pod kątem charakterystycznych zachowań czyli tzw. behavioru.

Co to oznacza?

Ni mniej ni więcej - nie jest to typowy podwórkowy Burek, czy też pies pochodzący z pseudohodowli gdzie szczenięta produkuje się taśmowo dbając tylko o to aby ich rodzice były podobne do psów danej rasy. Nie jest to też pies puszczany samopas. W mojej opinii nie może się nazwać właścicielem ktoś, kto nie ma najmniejszych chęci do sprawowania kontroli nad swoim pupilem.

Dlaczego taka notka?

Otóż ostatnio zrobiło się głośno o odstrzałach psów. Pseudomyśliwi, tłumacząc się ochroną dzikiej zwierzyny przed polującymi na nią watahami wygłodzonych psów dokonują rzezi na psach znajdujących się w łowisku ale niekoniecznie ścigających zwierzynę.
LINK: http://www.stopodstrzalom.pl/

Tymczasem w lesie i w łowisku (łowiskiem może być np. obszar rolniczy) można spotkać 4 rodzaje psów biegających bez uwięzi:
  1. Psy bezpańskie, zdziczałe - unikające kontaktu z człowiekiem, zaniedbane z potarganą sierscią, czasem wychudzone.
  2. Psy wypuszczane z gospodarstw rolnych - zazwyczaj posiadają obrożę, są odkarmione, nie wykazują typowych oznak zdziczenia ale mogą czynić szkody w zwierzynie łownej lub stanowić zagrożenie dla ludzi (pogryzienia, brak szczepień prewencyjnych p. wściekliźnie)
  3. Psy należące do myśliwych - na polowaniach zbiorowych, indywidualnych lub przy okazji samej wizyty myśliwego w łowisku.
  4. Psy będące na spacerze z właścicielami - nie wykazujące oznak zdziczenia, posiadające obrożę, zadbane, z właścicielem znajdującym się w pobliżu, czasem rasowe.
Pierwsza kategoria jest najbardziej niebezpieczna. Te psy żyją z polowania. Ich naturalnym odpowiednikiem jest wilk. Odpowiedzialność za ich odłów spoczywa na gminach ale w sytuacji gdy samo podejście do zwierzęcia jest niemożliwe uważam, że odstrzał jest jedynym rozwiązaniem.

Druga kategoria bazuje na pierwotnych instynktach i głupocie swoich gospodarzy. W tej sytuacji znacznie lepszym rozwiązaniem byłaby dokumentacja fotograficzna i nałożenie na "właściciela" psa dużej kary finansowej.

Trzecia kategoria psów również korzysta w bardzo dużym stopniu z instynktu. Właśnie ze względu na użytkowość cechy instynktu łowieckiego nie są u tych psów wytłumiane. Wręcz przeciwnie. Te psy są szkolone do pomocy przy pozyskiwaniu zwierzyny. Zdarza się (przypadki opisane na kilku forach myśliwskich - przez samych myśliwych), że pies będący z myśliwym w łowisku zostaje pozostawiony bez opieki. W jednej z opowieści był podany przykład wytarganego z nory jenota. W tym czasie myśli nie brał udziału w polowaniu lecz przyszedł naprawić ambonę i pozwolił psu na swobodne buszowanie w lesie.

Czwarta kategoria to psy kanapowe, domowe lub użytkowe. Tuż za nimi podąża ich właściciel, który odpowiada za zachowanie pupila. Świadomy właściciel wiedząc, że jego pies lubi ścigać zwierzynę i nie reaguje na komendy powinien go prowadzić na smyczy lub lince. Jeśli tego nie zrobi stanie się zwykłym kłusownikiem.

Jak to się ma do strzelania psów?

Otóż aby dokonać odstrzału psa muszą być spełnione łącznie wszystkie poniższe warunki:
  • myśliwy musi mieć upoważnienie wydane przez zarządcę obwodu łowieckiego
  • pies (lub kot) musi być bez opieki i wykazywać oznaki zdziczenia
  • pies (lub kot) musi znajdować się ponad 200m od obszarów mieszkalnych
  • pies (lub kot) musi stanowić zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących (w tym łownych)
Uwaga! Nigdzie nie jest zapisane, że każdy pies bez smyczy jest psem bez opiekuna!
LINK: http://www.lowiecki.pl/prawo/ochrona_zwierzat.php

Idziemy dalej.

Ustawa o lasach
z dnia 28 września 1991 r.)


Przepisy ogólne
Art. 3. Lasem w rozumieniu ustawy jest grunt:
1) o zwartej powierzchni co najmniej 0,10 ha, pokryty roślinnością leśną (uprawami leśnymi) - drzewami i krzewami oraz runem leśnym - lub przejściowo jej pozbawiony:
a) przeznaczony do produkcji leśnej lub
b) stanowiący rezerwat przyrody lub wchodzący w skład parku narodowego albo
c) wpisany do rejestru zabytków;
2) związany z gospodarką leśną, zajęty pod wykorzystywane dla potrzeb gospodarki leśnej: budynki i budowle, urządzenia melioracji wodnych, linie podziału przestrzennego lasu, drogi leśne, tereny pod liniami energetycznymi, szkółki leśne, miejsca składowania drewna, a także wykorzystywany na parkingi leśne i urządzenia turystyczne.

...

Art. 30. 1. W lasach zabrania się:
1) zanieczyszczania gleby i wód;
2) zaśmiecania;
3) rozkopywania gruntu;
[...]
11) wybierania jaj i piskląt, niszczenia lęgowisk i gniazd ptasich, a także niszczenia legowisk, nor i mrowisk;
12) płoszenia, ścigania, chwytania i zabijania dziko żyjących zwierząt;
13) puszczania psów luzem;
14) hałasowania oraz używania sygnałów dźwiękowych, z wyjątkiem przypadków wymagających wszczęcia alarmu.
[...]


Ups! W rozumieniu Ustawy pola, łąki, ugory pastwiska lasem nie są!

Oznacza to, że karanie za swobodne spuszczenie psa ze smyczy poza lasem może odbywać się jedynie na podstawie przepisów lokalnych. Ale jest to karanie - nie odstrzał.

Co zrobić jeśli nasz domowy pupil zostanie odstrzelony na naszych oczach?

Przede wszystkim nie odpuszczać. My być może popełniliśmy wykroczenie ale myśliwy, który niewłaściwie ocenił sytuację lub nie znał obowiązujących przepisów (nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności) popełnił w tym momencie wykroczenie lub przestępstwo z użyciem broni palnej. Dodatkowo doprowadził do sytuacji narażenia życia strzelając do nierozpoznanego celu (właściciel w pobliżu). Przy obecnych restrykcyjnych przepisach o broni i amunicji taki dekliwent nie powinien otrzymać w przyszłości zezwolenia na posiadanie zwykłej procy. Sprawie należy nadać bieg urzędowy (powiadomienie policji). Dopilnować aby wszystkie dowody zostały jak najszybciej zabezpieczone (lubią wsiąkać). W przypadku gdyby władze nie chciały zajmować się sprawą (powiązania myśliwych z urzędnikami) naciskać też przez media wymieniając opornych urzędników z imienia i nazwiska.

Jako kontrakcja dla strony http://www.stopodstrzalom.pl/ powstał blog Straży Leśnej Nadleśnictwa Gdańsk, mający na celu szokować oraz zrzucić odpowiedzialność za straty w zwierzynie łownej na biegające samopas (lub z właścicielami w pobliżu) psy. Niestety część z prezentowanych na kontrblogu wpisów jest nie popartymi dowodami przypuszczeniami. No bo jak można ocenić, że martwy jeleń znaleziony po kilku miesiącach na terenie ogródków działkowych dostał się tam zapędzony przez psy. Brak umocowania w twardych argumentach źle wróży profesjonalizmowi autora blogu. Nie rozważył możliwości, że wygłodzone (zima) zwierzę mogło samo dostać się na zamknięty teren (pozostałości uprawy warzyw). Nie uwzględnił też, że zwierze mogło zostać wystraszone przy okazji odbywającego się w okolicy polowania zbiorowego z naganką. Cóż. Zdjęcie psa niosącego w pysku skórę zwierzęcą też do mnie nie przemawia. Zbyt często miałem okazję zaobserwować psy podnoszące pozostałości po sprawianych w łowisku zwierzętach, których myśliwym z lenistwa nie chciało się zakopać. W mojej okolicy psy notorycznie znajdują odcięte sarnie cewki. Czy to oznacza, że polują w łowisku? Dla Straży Leśnej z Gdańska byłby to koronny argument uzasadniający odstrzelenie psa.