sobota, 24 października 2009

Dreikaisereck - Trójkąt Trzech Cesarzy

Tydzień temu (17.10.09) wybrałem się wraz z kustoszem muzeum w Chrzanowie oraz wędrowną grupą seniorów na wycieczkę w okolice zbiegu Przemszy Czarnej i Przemszy Białej.
Śnieg, który zaskoczył naszych drogowców (październik), zdążył już stopnieć pozostawiwszy po sobie przygięte do ziemi zaskoczone rośliny. W trakcie wędrówki towarzyszyła nam chłodna mżawka zamiennie z dłuższymi lub krótszymi okresami spokoju.
Najpierw zahaczyliśmy o tablicę informacyjną znajdującą się w pobliżu zbiegu rzeki Bobrek z Białą Przemszą. Wbrew pozorom nazwa Trójkąt Trzech Cesarzy jest określeniem błędnym. Widły dwóch Przemszy trójkąta ni w gruchę ni w pietruchę nie tworzą. Nawet wziąwszy pod uwagę obecność z jednej strony Cesarstwa Austriackiego (od Jaworzna), z drugiej Cesarstwa Niemieckiego (od Mysłowic, Księstwo Pruskie po zjednoczeniu) i z trzeciej Imperium Rosyjskiego (od Sosnowca) dalej tego trójkąta nie ma. Prawidłowym określeniem jest trójstyk.
Tak więc deptając po wale przeciwpowodziowym na dawnej stronie zaboru rosyjskiego, udaliśmy się na punkt zbiegu trzech dawnych mocarstw.
Obecnie teren jest zadbany z ustawionym pomnikiem i... miejscem ogniskowym. Co prawda trafił się jakiś mniej inteligentny fan crossu, który swą zabawką wyorał zgrabne kółeczko w darni nad samą wodą ale ogólnie widać, że Sosnowiec zaczął dbać o historyczne miejsca.

Z lewej płynie Biała Przemsza a z prawej Czarna Przemsza (pod mostem jest już tylko Przemsza)

Następnie wzdłuż ogródków działkowych i w górę Czarnej Przemszy powędrowaliśmy do kładki przerzuconej nad tą rzeką. Niestety. Po drodze uzyskaliśmy informację od jednego z działkowiczów, że kładka została zlikwidowana. No cóż. Nadłożyliśmy kilka dodatkowych kilometrów i po zwiedzeniu (zza płotu) żydowskiego cmentarza przeszliśmy na drugi brzeg Czarnej Przemszy mostem tramwajowym. Następnie ulicą Promenada zeszliśmy w kierunku ulicy Portowej i dalej do styku dwóch Przemszy. Tym razem stanęliśmy po stronie dawnego Cesarstwa Niemieckiego.

Z lewego górnego rogu płynie Czarna Przemsza a z prawego Biała Przemsza

Stąd już prosta droga na pobliskie wzgórze 280,8 gdzie wznosiła się kiedyś wieża Bismarcka. Po I WŚ została ona przemianowana na wieżę Kościuszki a następnie rozebrana. Co ciekawe wikipedia podaje, że budulec tej wieży pochodził z kamieniołomów granitu Dolnego Śląska a dwóch obecnych w naszej ekipie geologów oznaczyło go jako czerwony granit szwedzki. Na szczycie wzgórza i wzdłuż prawego brzegu Przemszy ciągnie się częściowo już zatarty pas umocnień z końcówki II WŚ.

Mini bunkier z II W.Ś. na wzgórzu 280.8

Ze wzgórza powędrowaliśmy pod kościół w Brzęczkowicach gdzie znajduje się część budulca z rozebranej wieży (schody przy wejściu). W tym punkcie ośmioosobowa ekipa zmniejszyła swój stan liczebny o 50%.

Następnie zeszliśmy do Przemszy aby idąc wzdłuż jej koryta przeskoczyć na stronę dawnego Cesarstwa Austriackiego przez most drogowy na Wysokim Brzegu. Po tej stronie odwiedziliśmy hałdę po dawnej kopalni Jan Kanty na, której w ramach rekultywacji zasadzono kępy rokitnika, którego kwaskowatymi owocami zachwycały się towarzyszące nam panie.

Rokitnik

Oprócz tego w okolicznych bajorkach pojawiła się pałka miniaturowa (chociaż wg. mnie to jakiś mieszaniec)- uciekinier z jakiegoś przydomowego oczka wodnego.

Po zejściu z hałdy czekała nas długa prosta wzdłuż ulicy Wojska Polskiego połączona z degustacją owoców czeremchy.

niedziela, 11 października 2009

Konwent - Survival Bagno 2009

Dzisiaj wróciłem ze spotkania miłośników sztuki przetrwania nazwanego oficjalnie "Konwent-survival Bagno 2009". Na swych włościach w lasach na północ od Opola, gościł nas Jacek szef "4th regiment".
Już od wyjazdu z Jaworzna do samego końca imprezy, towarzyszył mi siąpiący z mniejszymi lub większymi przerwami deszczyk. Po dotarciu na punkt HQ i określeniu "who is who" wymaszerowaliśmy w teren. Celem był las sosnowy w pobliżu dużej polany. W lesie przygotowaliśmy kwatery i na polanie jeden z uczestników (Darek,) rozpalił ognisko aby zagotować pierwszy rzut wrzątku na kawę.
Po kilku godzinach pojawili się gospodarze imprezy i rozpoczęliśmy fiestę na cześć jubilata - Piotrka. Ze względu na szybko zapadający zmierzch i nadal "banglający" deszczyk celem podniesienia morale (bagno było w końcu) zabraliśmy się za przygotowanie kolacji. Mój szybki podwieczorek stanowił szaszłyk z salami przekładanego cebulką. Prawdziwym jednak popisem kulinarnym zabłysnął Darek, przygotowując przy wydatnej pomocy Agnieszki zupę na bazie cebuli, kiełbasy, ziemniaków i ... kiszonego czosnku niedźwiedziego. W chwili gdy wyjął słoiczek z tym ostatnim specjałem wiedziałem, że zupa będzie rewelacyjna. Po prostu jestem wielkim fanem tej jakże pożytecznej w dzikiej kuchni rośliny. W mżawce przeplatanej krótkimi okresami spokoju debatowaliśmy na całkiem poważne tematy związane m. in. z kierunkiem ruchu survivalowego w Polsce, aż do samej północy.

Nocne polaków rozmowy

Ostatecznie debata zmiękczyła nawet najbardziej odpornych uczestników, którzy ewakuowali się do śpiworów. Rano obudziło mnie krakanie kruków w okolicy i krzyk bażanta. Ponieważ spałem pod płachtą (budowlana z Lidla 2x3m) i wejście miałem zasłonięte ponchem US we wnętrzu mojej nory przez noc osadziła się para. Na szczęście dodatkowo zabezpieczyłem się workiem bivy bag i śpiwór mimo spadających czasami kropelek pozostał suchutki. Temperatura w jego środku wynosiła całkiem przyjemne 23 stopnie Celsjusza.
Po rozpaleniu ognia i przygotowaniu kawy zjedliśmy szybkie śniadanie.
Kawka na ruszcie

Bartosz i Piotrek poszli szukać punktów kontrolnych, przygotowanych przez Darka w ramach mini rajdu na orientację. Po ich powrocie zwinęliśmy obóz i wróciliśmy do HQ. Tam część ekipy wypiła herbatki i kawy po czym rozjechaliśmy się do domów.
Impreza udała się znakomicie. Ustaliliśmy pewne projekty przyszłych przedsięwzięć oraz odetchnęliśmy świeżym powietrzem przesiąkniętym miłym zapachem dymu.