czwartek, 16 grudnia 2010

Survival a las - cz. 3 - żywność i woda

Człowiek, zanim przywiązał się do motyki, pługa i kawałka pola, pędził żywot koczowniczy. Zmiana trybu życia spowodowała stopniowe zatracanie pierwotnych umiejętności. Obecnie wsiadamy w samochód i jedziemy do marketu gdzie "polując" między półkami mijamy zgromadzone na ograniczonej przestrzeni olbrzymie ilości produktów spożywczych. Cały wysiłek ogranicza się do pchania wózka i przerzucania towaru z miejsca w miejsce. Nawet ostateczny proces przygotowania jest czynnością prostą i bezwysiłkową. Mamy bieżącą wodę, prąd, gaz, ogrzewanie. Wszystko za naciśnięciem guzika. Porzucając prymitywizm większość z nas stała się niewolnikami zdobyczy cywilizacji.  Zwykła awaria wodociągu potrafi uzmysłowić jak poważny jest to problem. Szczególnie gdy nie pojawią się beczkowozy. Człowiek bez wody jest w stanie przetrwać ok. 3 dni. Bez jedzenia nawet... 30 dni. Oczywiście jeśli zapotrzebowanie na kalorie jest większe (wysiłek, niska temperatura) ten czas będzie znacznie krótszy.
Patrząc wstecz nawet nie tak dawno temu zdarzały się okresy gdy dominował głód. Przyczyną były zmiany klimatu (czyt. rok bez lata), konflikty zbrojne lub polityka wewnętrzna (czyt. wielki głód). Starsi czytelnicy tego bloga z pewnością pamiętają kartkowy okres PRL-u. Każdy obywatel posiadający choć odrobinę odpowiedniej przestrzeni hodował na potrzeby spożywcze zwierzaki i uprawiał co najmniej maleńki ogródek warzywny. Czy były to ciężkie czasy? Nie. Wtedy żyli jeszcze ludzie pamiętający wyniszczający okres I i II Wojny Światowej. Taka wojna to czas na jedzenie lebiody, perzu, brzozowego lub sosnowego podkorza i innych głodowych specyfików. Ta wiedza nie została przekazana dalszym pokoleniom. Może obecni 40-60 latkowie jedli kiedyś jajecznicę z pokrzywami. Może nawet zupę szczawiową. Ale reszta informacji o roślinach głodowych w większości została zapomniana.

Aby przetrwać w naszych warunkach klimatycznych potrzebujemy minimum trzech rzeczy:
- ciepłego i suchego schronienia
- wody
- pożywienia

Mamy obecnie połowę grudnia. Według numerycznej prognozy pogody, temperatura w nocy spadnie poniżej -16 stopni Celsjusza. Gdyby założyć scenariusz katastroficzny, który spowoduje na terenie całego kraju trwający przez kilka dni brak prądu, ogrzewania, ciepłej i zimnej wody, dostaw gazu z sieci  - jak przetrwaliby bez pomocy państwa mieszkańcy blokowisk? A gdyby taki stan objął większość "cywilizowanego" świata i trwał kilka lat? Fantastyka? Poczytajcie dalej...

1 września 1859 r. Maksimum cyklu słonecznego. Nasza macierzysta gwiazda cierpi na kosmiczny katar. Jej powierzchnię non stop pokrywają rozbłyski energetyczne. Około godziny 11.00 amerykański amator Richard Carrington dostrzega potężny rozbłysk. Nie wie, że ten rozbłysk spowoduje koronalny wyrzut masy. Nie spodziewa się, że w 17 godzin później wyrzut uderzy w Ziemię.

Skutki burzy magnetycznej z 2 września 1859 roku będą znikome. Ot kilku porażonych operatorów wynalazku zwanego telegrafem. Kilka spalonych stacji telegraficznych i ciekawostka związana z indukowaniem się dużego napięcia elektrycznego w przewodach odłączonych od źródła zasilania.
Życie toczyło się dalej a ludzie fascynowali się widokiem zorzy polarnej w południowej Italii i na Karaibach.

15 maj 1921. Słońce kicha ponownie. W Nowym Jorku wyrzut powoduje utrudnienia w ruchu ulicznym. Uderzenie jest znacząco słabsze niż to z 1859 roku no i świat jeszcze nie wszedł na dobre w dobę powszechnej elektyfikacji, aby przejmować się zagrożeniem.

Marzec 1989. Kanadyjska prowincja Quebec. Burza magnetyczna o 10 razy mniejszym potencjale niż ta z 1921 roku doprowadza do awarii sieci energetycznej skutkującej pozbawieniem prądu 6 mln ludzi.

Jesteśmy uzależnieni od kaprysów naszej macierzystej gwiazdy. Nasze słoneczko daje, życie i może je też w każdej chwili odebrać lub znacząco utrudnić. Uzależniając się od technologii nie zostawiamy sobie spadochronu zapasowego. Brak energii oznacza głód i co najważniejsze - pragnienie.

Zaspokojenie trzech podstawowych potrzeb w sytuacji gdy pojawi się duża konkurencja nie będzie prostym przedsięwzięciem. Dotykające poszczególne regiony świata klęski żywiołowe udowodniły, że w sytuacjach ekstremalnych ludzie rezygnują z wyższych wartości na rzecz zapewnienia sobie maksimum korzyści. Jest to działanie nieetyczne ale gwarantujące przetrwanie. Podstawowa zasada survivalu mówi:

"Nigdy nie trać okazji"

Każdą możliwość poprawiającą nasz byt należy bezwzględnie wykorzystać. Czy oznacza to, że w przypadku apokalipsy musimy rabować sklepy i markety? Nie. Wystarczy zabezpieczyć sobie odpowiednio wcześniej niezbędne zasoby, które ułatwią nam start w zmieniającym się nagle świecie. Rabunek, jak każde działanie poza granicą prawa, w takiej sytuacji będzie groził śmiercią, a zależy nam w końcu na przeżyciu.
W tym miejscu wkracza wiedza, którą zdobyliśmy ucząc się pilnie "zielonego survivalu".
Zasoby cywilizacyjne (butelkowana woda, konserwy, produkty sypkie, przetwory), nawet te odłożone na "czarną godzinę", prędzej czy później się skończą. Pozostanie pokojowy handel wymienny posiadanymi dobrami lub ich kradzież. W dobrej sytuacji będą myśliwi i kłusownicy. Mając broń i amunicję oraz wiedzę o sposobach polowania uzupełnią swoją dietę o świeże mięso, a strzelając ponad własne potrzeby pozyskają towar do handlu wymiennego. Jednocześnie będą w stanie skutecznie zwalczać wszelkie objawy konkurencji.
Jak znaleźć niszę dla siebie w takich warunkach?

Oprócz schronienia potrzebujemy przede wszystkim względnie stałego i obfitego źródła słodkiej wody. W przypadku śnieżnej zimy jej pozyskanie nie stanowi problemu. Możemy przecież topić śnieg. Dobrze mieć awaryjne tabletki z "multiwitaminą" dla uzupełnienia niedoborów substancji mineralnych, przy piciu jakby nie było destylatu oraz ewentualnego szkorbutu spowodowanego zubożoną dietą. Inna metoda to pozyskiwanie wody z istniejących źródeł lub studni. Tych ostatnich spotyka się coraz mniej (sposób na uzależnienie obywateli od państwa?). Taką wodę bezwzględnie powinniśmy przegotować jeśli w/w znajdują się w silnie zurbanizowanym terenie.
Napar z igieł sosnowych przygotowany na wodzie ze stopionego śniegu

Kolejny punkt programu stanowi pożywienie. W "żelaznym" zapasie warto zgromadzić dużo produktów sypkich i tłuszczy. Produkty sypkie będą zapychaczami. Tłuszcze dadzą niezbędną energię.
W tym momencie narażę się wszystkim wegetarianom:
Nie można przetrwać jedząc na dłuższą metę wyłącznie dzikie rośliny jadalne. Wydatek energetyczny związany z ich pozyskaniem, przygotowaniem oraz zapewnieniem innych zasobów (opał, woda) zawsze będzie bilansował się ujemnie. W diecie muszą znaleźć się białka, węglowodany i tłuszcze pochodzenia zwierzęcego.
Osobiście dzielę takie pożywienie na 4 kategorie:

1. Slow food - wszystkie jadalne naziemne bezkręgowce i ich larwy
2. Fast food - zwierzyna płowa i inna poruszająca się na czterech kończynach
3. Flying food - wszystko co lata i jest opierzone
4. Floating food - zwierzątka wodne z wyłączeniem owadów

Dobrze jest znać najbardziej efektywne metody pozyskiwania zwierząt z wszystkich 4-rech kategorii.
Oczywiście nauka sztuki przetrwania wymaga etycznego podejścia do zagadnienia. W związku z powyższym możemy spokojnie chwytać bezkręgowce nie objęte ochroną oraz polować i łowić ryby i raki (posiadając odpowiednie uprawnienia) metodami dozwolonymi przez prawo.
Rybki (floating food)

Warto jednak nauczyć się metod "niekonwencjonalnych". Wnyki, sidła i pułapki są może mało etyczne ale efektywne. W sytuacji gdy na szali waży się nasze życie postępujemy wg zasady: "Nigdy nie trać okazji". W tym blogu nie zamierzam ułatwiać zadania przyszłym kłusownikom. Kto będzie chciał znajdzie odpowiednią wiedzę w sieci. Taka nauka jednak powinna być jedynie symulacją w której nie biorą udziału żywe zwierzęta. Nie należy w żadnym wypadku zastawiać wnyków, sideł czy pułapek w lesie lub w wodzie. To samo dotyczy prób polowania przy wykorzystaniu prymitywnej broni. Lepiej strzelać tarczowo lub do figur 3D. Polowanie można też zastąpić rozpoznaniem. Uczmy się rozpoznawać tropy, żerowiska, wodopoje i ścieżki zwierząt. Próbujmy swoich sił w bezkrwawych łowach przy pomocy aparatu fotograficznego. Da nam to wiedzę o zachowaniach i dobrych miejscach pozyskania zwierzyny.
Warto przeglądać fora myśliwskie i tam szukać wiedzy o zwyczajach zwierząt. Można też spróbować samemu "uboju gospodarskiego" nieobcego ludziom pochodzącym ze wsi, aby zdobyć wiedzę odmienną od zwykłego zdobywania "ścierwa" w markecie ;-).
Króliczek (kupiony na targu) przyrządzony na dziko (fast food)

Rośliny są najłatwiejszym do uzyskania produktem spożywczym. Niestety wartością energetyczną nie dorównują zwierzętom. Do tego bywa, że aby zebrać ich odpowiednią na posiłek ilość należy przemierzyć kilka lub nawet kilkanaście kilometrów, o ile oczywiście nie uprawiamy ich tuż pod domem. Niestety, w sytuacji kryzysu żywnościowego wszelkie uprawy staną się łakomym kąskiem dla rabusiów. I tutaj znowu pojawia się ryzyko. Czy warto narażać się broniąc nachodzonego noc w noc pola (np.) ziemniaków?
Może lepiej postąpić inaczej. Mając wiedzę o dzikich roślinach jadalnych zabezpieczamy sobie źródło pożywienia nieznane dla potencjalnej konkurencji. W trakcie swoich wędrówek staram się rozpoznawać miejsca w których występują pożyteczne rośliny. Nie niszczę ich. Jeśli chcę wypróbować jakiś przepis zbieram tylko niewielką ilość potrzebnych roślin, zazwyczaj łącząc produkty "dzikie" z "cywilizacyjnymi". Dana miejscówka może się przydać w przyszłości. Dodatkowo wykorzystuję każdą nadarzającą się okazję aby rozplenić pożyteczne rośliny. Wiele z nich wyginęło w mojej okolicy przez zbyt intensywnie prowadzoną gospodarkę rolną i leśną. Metodą iście partyzancką tworzę sobie tylko znane poletka. Będą stanowiły awaryjny zapas żywności.
Jak nauczyć się rozpoznawać pożyteczne rośliny?
Przede wszystkim dobrze wiedzieć co się je. Dlatego pierwszym zakupem powinien być dobry przewodnik. Na dzień dzisiejszy polecam dwie pozycje:
- "Dzikie rośliny jadalne Polski", autor: Łukasz Łuczaj
- "Jadalne dzikie jagody i rośliny", autor Detlev Henschel
Pierwsza z nich wymienia najwięcej roślin (i przepisów) spotykanych w Polsce które można wykorzystać w dzikiej kuchni. Druga jest doskonałym, terenowym przewodnikiem uzupełniającym pozycję pierwszą.
Dodatkowo warto zakupić aparat cyfrowy, komputerowy atlas roślin oraz (nieobowiązkowo) dołączyć do forum zajmującego się tematyką botaniczną. Dlaczego zalecam takie postępowanie?
Otóż, nie ma potrzeby targać atlasów w teren. Oprócz roślin jadalnych spotkamy rośliny lecznicze (warto mieć jakiś poradnik zielarski) oraz zwykłe "chwasty". Gdy spotkamy nieznaną roślinę, wystarczy wykonać kilka dokładnych zdjęć przy pomocy aparatu cyfrowego (funkcja makro), by później w domowych pieleszach oznaczyć przy pomocy komputerowego atlasu (i google) z czym mamy do czynienia. Dzięki temu nie zniszczymy rośliny (dodatkowa zasługa jeśli jest chroniona) a w przypadku problemów z oznaczeniem będziemy mogli zadać pytanie na forum botanicznym.
Groszek bulwiasty (lathyrus tuberosus)

Warto wziąć udział w warsztatach związanych stricte z rozpoznawaniem i wykorzystaniem roślin jadalnych. Dzięki temu w stosunkowo krótkim czasie zyskamy ogromny potencjał wiedzy i wskazówki do dalszego doskonalenia się w tej dziedzinie.

Ten nieco długi wpis był ostatnim z serii opisujących etyczną stronę zielonego survivalu. Myślę, że w trakcie nauki warto trzymać się pewnych zasad, które w przyszłości mogą nam umożliwić przetrwanie w zmieniającym się nagle świecie.

9 komentarzy:

  1. Faktycznie dziwnie się obecny cykl aktywności słonecznej zachowuje. Są małe amplitudy miesięczne i idzie pod przewidywaną sinusoidą. Link do agencji NOAA:
    http://www.swpc.noaa.gov/SolarCycle/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolega wrzucił link do Twojego bloga i widzę że mam co czytać na kolejne kilka dni. Świetne materiały i klimat. Zaglądnij do nas również, twoje doradztwo będzie na pewno bardzo cenne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Treściwa wiedza a nie lanie wody.
    Czekam na kolejne publikacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo fajna lekturka oby tak dalej !

    OdpowiedzUsuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z mojej praktyki kluczowe w takich warunkach jest utrzymanie temperatury. Bardzo pomaga odzież termiczna, nie jest to jakiś spory wydatek, a zysk jest spory szczególnie w chłodne noce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Żywność liofilizowana to idealne rozwiązanie dla miłośników aktywnego trybu życia i wypadów na łonie natury, ponieważ dostarcza lekkie, trwałe i odżywcze jedzenie, które nie wymaga specjalnych warunków przechowywania.
    https://megazapas.pl/sklep/

    OdpowiedzUsuń