poniedziałek, 28 listopada 2011

Ucho bzowe

Wczoraj miałem zaplanowany wypad w las połączony z ugotowaniem czegoś na ogniu. Rano, radośnie wyekspediowałem małżonkę z pociechą do teściowej (w odwiedziny) a sam zacząłem zbierać się do wyjścia. Wiatr przybierał na sile co nie wróżyło dobrze, więc po krótkim namyśle zmieniłem zamierzenia. Miejscówkę otacza dużo nieużytków, na których rośnie duża ilość łatwopalnych traw (trzcinnik piaskowy). Rozpalanie ogniska w takich warunkach niosło niepotrzebne ryzyko zaprószenia ognia. Plecak odłożyłem w kąt i objuczywszy się tylko wierną Morą, lornetką 10x50 oraz cyfrowym aparatem fotograficznym (za grosze), wybyłem w teren aby trochę połazić dziczymi ścieżkami.
Włóczyłem się przez kilka godzin nie znajdując jednak świeżych śladów włochatych świnek. Skończyły im się w tej okolicy owoce czeremchy i przeniosły się w inną część lasu. Gdy sypnie śniegiem wrócą (na swoje nieszczęście) żerować na myśliwskim nęcisku. Zamiast dowodów obecności dzików wypatrzyłem miejsce gdzie niedawno nocowały dwie sarny.  Sarnie legowisko łatwo rozpoznać, gdyż zwierzę rozgarnia racicami liście lub igliwie do gołej ziemi tworząc niewielkie, owalne zagłębienie.

 wydrapana ściółka - tutaj nocowały jeleniowate

Część mojej trasy wiodła przez miejsce gdzie kilka miesięcy temu zbierałem owoce dzikiego bzu czarnego (trafiły do dymiona). Na obumarłych gałęziach bzu wypatrzyłem Uszy bzowe (Hinerola auricula) zwane też uszakami bzowymi. Te grzyby są doskonałymi zamiennikami azjatyckich grzybów Mun (Hinerola polytricha), które można znaleźć na stoiskach z przyprawami orientalnymi (suszone) lub we wszelakich "mieszankach chińskich" sprzedawanych w postaci mrożonek (wąskie ciemnobrązowe paski).

 zasuszony owocnik ucha bzowego

Ponieważ dawno w mojej okolicy nie padało, owocniki były wysuszone. Zebrałem ich ok. 20 szt. do kieszeni cargo moich bojówek.

uszaki bzowe -  "skromny" zbiór

Po powrocie do domu wyciągnąłem do rozmrożenia odpady z piersi z kurczaka, aby następnie pokroić je na mniej więcej równe kawałki i zamacerować w macerze składającej się z:
- odrobiny sosu sojowo-grzybowego, 
- soku z połówki cytryny, 
- łyżki miodu,
- posiekanego ząbka czosnku,
- szczypty soli i zmielonego pieprzu kolorowego

Uszaki bzowe namoczyłem w wodzie aby przywrócić im "standardowe parametry".
 uszy bzowe - "skromny" zbiór po namoczeniu

Całość powędrowała do lodówki. W międzyczasie wróciła żona, która przywiozła dobrości kulinarne od teściowej i ze względu na totalne obżarcie zdecydowałem, iż "kurczaczek" pomaceruje się 24 godziny.
Tak więc dzisiaj  podsmażyłem na łyżce oliwy z oliwek kawałki kurczaka wraz z macerką.

 część bezmięsna dania przygotowana do duszenia

Następnie w tym samym naczyniu (zawartość wcześniej wyjąłem) poddusiłem posiekane w paski (umyte) owocniki ucha bzowego. Pokrojoną w słupki średnią marchewkę i pietruszkę oraz kilkanaście plasterków pora, a także skrojoną w półplasterki cebulkę dymkę. Warzywa doprawiłem solą i pieprzem kolorowym.
Pod sam koniec duszenia dorzuciłem odstawione wcześniej kawałki kurczaka wraz z sosem. Całość wystarczyła na 3 porcje.
Danie zostało zaserwowane wraz z ugotowanym na sypko ryżem.

efekt finalny - pseudochińszczyzna na talerzu

Tutaj taki drobny tip dla survivalowców. Ucho bzowe nie ma żadnych wartości odżywczych ani smaku. Do potraw dodaje się je ze względu na specyficzną konsystencję będącą czymś w rodzaju chrupkiej chrząstki.
Gdyby na siłę doszukiwać się jakichś dobroczynnych zastosowań to od biedy można uznać, że reguluje przemianę materii. Ten grzyb, ze względu na gęstość upakowania niestrawialnych przez nasz układ pokarmowy komórek chityny (a dokładnie odpowiednika ch.), przelatuje przez niego bezstratnie.
Grzyby te praktycznie można zbierać przez cały rok. Bo poza sezonem są albo ususzone albo zamrożone. Albo i to i to. :-)

2.12.2011
Znalazłem ciekawy artykuł obalający kilka popularnych mitów związanych z grzybami: LINK

piątek, 11 listopada 2011

Projekt 11.11.11

Dzisiaj wędrowałem wzdłuż rzeki Sztoły. Tak zaczynał się post, który napisałem równo rok temu.

Jeszcze przed jesiennym zlotem forum reconnet.pl zacząłem zastanawiać się jak spędzę Święto Niepodległości. Opcję manifestacji pseudo-patriotycznej (brunatnej i czerwonej) odrzuciłem natychmiast. Jakoś nie kręcą mnie te klimaty. Umyśliłem, że tym razem rocznicowo zajrzę nad Sztołę. Rok temu zawitałem tam po raz pierwszy czyniąc zwiad pod zlot forumowy. Obecnie, w przeciwieństwie do polityków, postanowiłem trzymać się z dala od koryta. Ponieważ kilometry pokonuje się przyjemniej w doborowym towarzystwie, zamieściłem odpowiednie ogłoszenie na forum reconnet.pl i ostatecznie udział w wyprawie potwierdziły dwie osoby (Beata i Krystian).
Zgarnąłem ich po drodze do swojego czerwonego bolidu i o 8.00 byliśmy na starcie trasy.
linia energetyczna przecinająca las bukowy na szczycie

Nasza marszruta wiodła przez dawną Pustynię Starczynowską tak by po przecięciu ulicy Długiej znaleźć się na zachód od zabudowań Żurady (Kolonia Trzecia). Następnie wzdłuż nieużytków obeszliśmy Żuradę w celu zbadania oznaczonego na mapach małego zbiornika wodnego. Spodziewałem się, że będzie to jakiś zbiornik przeciwpożarowy. Na miejscu okazało się, że całość składa się z 2 czynnych źródeł zasilających zagłębienie terenu będące najprawdopodobniej ponorem.
potencjalny ponor

 jedno ze źródeł

Kawa, herbata i drugie śniadanie, zjedzone w chroniącej od wiatru myśliwskiej ambonie zlokalizowanej tuż przy Niesułowicach, dodały nam sił do dalszego marszu.
Tym razem szliśmy w kierunku Kozłowej Góry (zachodnim). W trakcie wędrówki przez cały czas mijaliśmy skupiska buczyny.
 buczyna

Oczywiście wśród opadłych liści dało się zebrać sporo orzeszków bukowych, które były konsumowane jako przekąska. Wypatrywałem również roślin jadalnych.
 orzeszki bukowe (bukiew)

W dużej ilości występowała borówka brusznica.
borówka brusznica

Jej owoce utrzymają się jeszcze długo gdyż zawierają kwas benzoesowy. Ze względu na gorzko-cierpki smak nie są też zbyt chętnie zjadane przez zwierzęta.
Natknąłem się też na kilka skupisk jadalnych boczniaków ostrygowatych.
boczniak ostrygowaty

A także na jadalnego ale będącego pod ochroną sarniaka dachówkowatego.
sarniak dachówkowy

Zbadaliśmy dokładnie wypatrzoną rok temu sztolnię. Okazało się, że ma ~30m długości i w pewnej odległości od wejścia można się bez problemu wyprostować.
ukryte pod korzeniami buka wejście do opuszczonej sztolni

Droga powrotna wiodła przez źródło z którego wiosną zlotowicze pobierali wodę. Następnie odwiedziliśmy miejscówkę zlotową i trasą "kondycyjną" wróciliśmy na parking.

Omijając strome wzgórze, w lesie bukowym, wypatrzyłem młody owocnik czubajki kani. Po sesji fotograficznej powędrował ze mną jako dzisiejsza kolacja.
czubajka kania

Z kani (sowy) wykorzystujemy tylko kapelusz. Po namoczeniu (ew. podzieleniu) i posoleniu, obtaczamy go w mące, zbełtanym jajku i bułce tartej. Następnie smażymy na oleju do zrumienienia.
smażenie kotletów z czubajki kani
Usmażone "kotleciki "zjadłem z weką.
kotlety z kani gotowe do jedzenia

Kotlety z kani są moim ulubionym daniem sporządzanym z grzybów. Tuż po rydzach smażonych z odrobiną soli na blasze pieca.

wtorek, 1 listopada 2011

Kulinarne Warsztaty Dzikiego Gotowania Łukasza Łuczaja

Zwiedzając w ubiegłym roku Pogórze Strzyżowsko - Dynowskie zaplanowałem sobie, z 1,5 rocznym wyprzedzeniem, kolejną na nim wizytę. Tym razem celem był udział w jesiennej edycji Warsztatów Dzikiego Gotowania prowadzonych przez dr Łukasza Łuczaja (wiki, strona prywatna). Ostatnie w tym roku warsztaty miały odbyć się na początku września co zupełnie nie leżało w moim interesie, gdyż byłaby to impreza jeszcze zahaczająca o lato. Szczęśliwym trafem (lub dzięki sile Coriolisa czy też tzw. "efektowi motyla"), Łukasz zorganizował jeszcze jedną edycję w ostatni weekend października.
W piątek, tuż po południu, wesoło pomykałem sobie moim czerwonym bolidem w kierunku Podkarpacia. Ze względu na standardowe korki między Krakowem a Tarnowem droga z planowanych 3,5 godziny zrobiła się 5-cio godzinna. W przyszłym roku czekają nas organizowane, wspólnie z Ukrainą, Mistrzostwa Europy w kopaniu "szmaty" i wydzieraniu ... "twarzy" co w związku ze stanem dróg może oznaczać, że jednak Majowie wieszczący katastrofę 2012 mieli rację. 
Na miejscu okazało się, że na zimne, przedlistopadowe warsztaty skusiło się niewiele osób pomimo, że były organizowane w ciepłej, drewnianej chacie. W piątek uczestnicy, którzy dotarli (szt. 2), spali po królewsku. Kolega z Warszawy miał do dyspozycji całą, ogrzewaną kominkiem izbę a ja już znacznie wcześniej zaplanowałem nocleg poza czterema ścianami.
W sobotni ranek, gdy pojawiły się kolejne 3 osoby zaczęliśmy pozyskiwać rośliny do śniadania. Przy okazji Łukasz prezentował nam inne gatunki roślin jadalnych. Ostatecznie na talerzach wylądowały placki/racuchy z żywokostem i posiekany liść rzepaku na przekąskę. 
placko-racuchy z żywokostem lekarskim

Po odbudowaniu nadwątlonych sił, powędrowaliśmy pod górę celem zdobycia czegoś bardziej konkretnego na obiad. W trakcie wędrówki grupa poznawała mijane rośliny, które bardziej lub mniej nadawały się do spożycia. Przed wejściem do lasu przegryźliśmy po kilka orzeszków bukowych i nakopaliśmy trochę kłączy czyśćca błotnego. 
zdobywanie wiedzy

A w lesie czekał nas kolejny zastrzyk wiedzy i ukryte poletko myśliwskie z rosnącym na nim topinamburem. Tutaj postój trwał dłużej, gdyż znowu w ruch musiały pójść łopaty. W drodze powrotnej, do worków trafiły jeszcze, owoce kasztanów jadalnych (nasadzonych przez organizatora), liście pokrzywy i ostrożnia łąkowego oraz kilka cebulek czosnku niedźwiedziego a także kilka ocalałych po przymrozkach grzybów.
Obiad składał się z zupy, której bazę stanowiły posiekane liście ostrożnia łąkowego i porzyw, plasterki bulw słonecznika bulwiastego. Znalazły się w niej też zebrane grzyby i trochę posiekanego liścia rzepaku. Jako dodatkowy zapychacz posłużył ugotowany oddzielnie ryż. Zupa była w wersji ortodoksyjnej (bez przypraw) i pikantnej - curry. 
 zielona zupa w wersji ortodoksyjnej

Jako danie "drugie" zaserwowano frytki z kłączy czyśćca błotnego i chipsy z bulw słonecznika bulwiastego (topinamburu). 
 frytki z kłączy czyśćca błotnego

Oprócz tego, najmłodszy uczestnik znalazł gniazdo pospolitych mrówek, kilka wiji i larwę, które zostały uprażone jako szybka przekąska.
Po chwili przerwy znów ruszyliśmy w teren. Tym razem zbieraliśmy tarninę ale po drodze uczestnicy warsztatów mogli zapoznać się z wieloma innymi roślinami jadalnymi. Do ciekawszych należały kokoryczka wielokwiatowa o jadalnych (po odpowiednim przygotowaniu), bogatych w skrobię kłączach i owocująca konwalijka dwulistna. Jej czerwone owoce nadają się do spożycia tylko w niewielkiej ilości (zawierają saponiny i glikozydy nasercowe).
Na kolację jedliśmy makaron z mąki uzyskiwanej z kłączy paproci orlicy (kupiony przez Łukasza w Chinach, w którymś z wpisów postaram się opisać proces przygotowywania takiej mąki) z posiekanymi liśćmi pokrzywy i cebulkami czosnku niedźwiedziego. 
makaron z orlicy z zielonym dodatkiem

Do tego na przegryzkę podano odgoryczone, gotowane żołędzie, gotowane cebule lilii i orzechy kotewki (którą Łukasz hoduje)
gotowane cebule lilii

Niedzielny ranek zaczął się na pobliskiej łące gdzie zbieraliśmy liście wrotycza pospolitego i krwawnika pospolitego. Zostały one użyte jako przyprawa do jajecznicy przyrządzonej z wrotyczem na sposób angielski i krwawnikiem na sposób bodajże podkarpacki.
Po nabraniu sił i wyłuskaniu kasztanów z kolczastych łupinek, ruszyliśmy w teren. Tym razem do worów trafiła dzika róża, liście barszczu zwyczajnego i podbiału, korzenie dzikiej marchwi, korzenie wiesiołka. Dodatkowo zaliczyliśmy spacer przez dębową szkółkę Łukasz i wykopaliśmy kilka bulw żywca gruczołowatego oraz korzeni łopianu.
dzika marchew (u góry) i podobna do niej trybula leśna (u dołu)

Obiad przygotowany na ognisku składał się z curry przygotowanego z kłączy czyśćca błotnego, bulw słonecznika bulwiastego posiekanych na plasterki, korzeni dzikiej marchwi, cebuli, liści pokrzyw i barszczu zwyczajnego, namoczonych wcześniej i ugotowanych nasion wyki ptasiej, odgoryczonych żołędzi, grzybów i makaronu ryżowego (kluseczek?) w postaci szerokich wstążek.
 wieloskładnikowe curry

Przegryzkę stanowiły chipsy z bulw słonecznika bulwiastego i pieczone kasztany jadalne.
 upieczony kasztan jadalny

Następnie pojechaliśmy zbierać kłącza pałki szerokolistnej wykopując przy okazji kilka korzeni pasternaku zwyczajnego.
Wieczorem w chacie Łukasza praca wręcz wrzała. Oprócz przygotowania ketchupu z owoców dzikej róży i cukierków z kłączy tataraku, wszyscy zajęli się przyrządzeniem gołąbków z farszem składającym się z ugotowanego ryżu, kiszonych liści czosnku niedźwiedziego i kiszonych rydzy. Całość była zawijana w sparzone liście podbiału. Jako szybka przegryzka posłużył gotowany korzeń wiesiołka, korzeń pasternaku (na surowo), frytki z korzenia łopianu i gotowane kłącza pałki szerokolistnej.
 zawijanie farszu do gołąbków w liście podbiału

 gotowe gołąbki 

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. W nocy, leżąc w śpiworze pod płachtą ustawiłem budzenie na morderczą 2.30 (ominąć korki) i zgasiwszy światło wychyliłem się nieco aby podziwiać rozgwieżdżone niebo. Gdzieś tam w mgnieniu oka błysnął spalający się w atmosferze meteor a ja uświadomiłem sobie, że nie zdążyłem pomyśleć życzenia. Ale i tak tam jeszcze powrócę! ;-)