Ta pierwsza bezdeszczowa sobota od dłuższego czasu przypomniała mi jak piękna potrafi być Polska jesień. Jesień to okres kiedy zwierzęta przybierają na wadze magazynując tłuszcz niezbędny do przetrwania zimy. W ten sam sposób postępują wieloletnie rośliny. W ich przypadku magazynem surowcowym są korzenie.
Wrzuciłem do plecaka składaną saperkę i powędrowałem w las. W planie miałem wykopanie dzikiej marchwi ale wszędzie napotykałem egzemplarze, które właśnie (złośliwie) w tym roku musiały wypuścić baldachy (kwiatostany). Marchew jest rośliną dwuletnią. Wszystkie tego typu rośliny w pierwszym roku rosną, magazynując w korzeniach składniki odżywcze. W roku drugim, cały zapas energii roślina poświęca na wykształcenie kwiatostanów.
Wykopki
Pierwszy plan rośliny w drugim roku życia, w tle jednoroczne
Biały korzeń łopianu szybko traci barwę na powietrzu. Można go suszyć z przeznaczeniem jako dodatek do zup. Obecnie 3/4 z pozyskanych korzeni zamroziłem z zamiarem późniejszego wykorzystania. Korzeń można jeść również na surowo. Zawiera duże ilości inuliny, i tak jak w przypadku słonecznika bulwiastego (topinamburu), jej rozkład przez bakterie w okrężnicy powoduje powstawanie gazów jelitowych.
Młode liście ponoć są jadalne. Osobiście nie próbowałem jednak zacytuję Ł. Łuczaja: "według mnie mają ohydny smak". Za to młode łodygi i ogonki liściowe (obrane) nadają się do zup lub do kiszenia.
Łopian w Japonii, Chinach i na Jawie uprawiany jest jako warzywo. A w Wielkiej Brytanii robi się z jego korzenia napój. Mój wariant tego napoju, będzie opisany w innym wpisie do blogu.
Oprócz łopianu zebrałem trochę grzybów. Zbiór nie był obfity ale dwa rydze przeznaczyłem do dzisiejszej kolacji, trzy maślaczki do jutrzejszego śniadania a dwa kapelusze kani będą dodatkiem jutrzejszego obiadu ;-).
Korzeń łopianu po oczyszczeniu pokroiłem w słupki grubości 3-5mm i długości 5 cm. Następnie podsmażyłem je na łyżce oleju do chwili aż zaczęły lekko brązowieć (trochę bardziej brązowe można po posoleniu jeść jako frytki). Dorzuciłem grubo posiekane kapelusze rydzy i smażyłem razem przez ok. 5min. Następnie dolałem 3 łyżki sosu sojowego i 1 łyżeczkę miodu. Po kolejnych 3 minutach dolalem 1/3 szklanki wody i dusiłem pod przykryciem na małym ogniu ok. 10 min. Następie, już bez pokrywki, mieszając odparowałem nadmiar wody i dodałem trochę świeżo zmielonego pieprzu (sos sojowy jest słony).
Gotowe danie powędrowało od razu na talerz.
Potrawa jest sycąco - zamulająca. Związane to jest jak przypuszczam, z działaniem leczniczym korzenia łopianu. Mianowicie zmniejsza on wydzielanie kwasu żołądkowego, jednocześnie zwiększając wydzielanie śluzów w przewodzie pokarmowym (za wikipedią). Najlepiej przepijać taką kolację półsłodkim lub nawet półwytrawnym winem.
No to chlup...
Wrzuciłem do plecaka składaną saperkę i powędrowałem w las. W planie miałem wykopanie dzikiej marchwi ale wszędzie napotykałem egzemplarze, które właśnie (złośliwie) w tym roku musiały wypuścić baldachy (kwiatostany). Marchew jest rośliną dwuletnią. Wszystkie tego typu rośliny w pierwszym roku rosną, magazynując w korzeniach składniki odżywcze. W roku drugim, cały zapas energii roślina poświęca na wykształcenie kwiatostanów.
Marchwi jednorocznej nie znalazłem. Natomiast natknąłem się na kilka kęp łopianu większego, zwanego popularnie rzepem. Akurat w tym przypadku obok roślin dwuletnich rosły egzemplarze jednoroczne (zimą szuka się liści egzemplarz jednorocznych odgarniając śnieg w pobliżu rzepowych suszków). Dla celów kulinarno-eksperymentalnych wykopałem dwa korzenie.


Młode liście ponoć są jadalne. Osobiście nie próbowałem jednak zacytuję Ł. Łuczaja: "według mnie mają ohydny smak". Za to młode łodygi i ogonki liściowe (obrane) nadają się do zup lub do kiszenia.
Łopian w Japonii, Chinach i na Jawie uprawiany jest jako warzywo. A w Wielkiej Brytanii robi się z jego korzenia napój. Mój wariant tego napoju, będzie opisany w innym wpisie do blogu.
Oprócz łopianu zebrałem trochę grzybów. Zbiór nie był obfity ale dwa rydze przeznaczyłem do dzisiejszej kolacji, trzy maślaczki do jutrzejszego śniadania a dwa kapelusze kani będą dodatkiem jutrzejszego obiadu ;-).
Korzeń łopianu po oczyszczeniu pokroiłem w słupki grubości 3-5mm i długości 5 cm. Następnie podsmażyłem je na łyżce oleju do chwili aż zaczęły lekko brązowieć (trochę bardziej brązowe można po posoleniu jeść jako frytki). Dorzuciłem grubo posiekane kapelusze rydzy i smażyłem razem przez ok. 5min. Następnie dolałem 3 łyżki sosu sojowego i 1 łyżeczkę miodu. Po kolejnych 3 minutach dolalem 1/3 szklanki wody i dusiłem pod przykryciem na małym ogniu ok. 10 min. Następie, już bez pokrywki, mieszając odparowałem nadmiar wody i dodałem trochę świeżo zmielonego pieprzu (sos sojowy jest słony).
Gotowe danie powędrowało od razu na talerz.
Potrawa jest sycąco - zamulająca. Związane to jest jak przypuszczam, z działaniem leczniczym korzenia łopianu. Mianowicie zmniejsza on wydzielanie kwasu żołądkowego, jednocześnie zwiększając wydzielanie śluzów w przewodzie pokarmowym (za wikipedią). Najlepiej przepijać taką kolację półsłodkim lub nawet półwytrawnym winem.
No to chlup...
bardzo podobny przepis pochodzi z Korei. Patrz ten film: http://www.youtube.com/watch?v=qUGUjTN638E&feature=uploademail
OdpowiedzUsuńjadłam surowe, da się zjeść ale rewelacyjne to nie jest
OdpowiedzUsuńMiło było tutaj zajrzeć
OdpowiedzUsuńnie myslalam ze mozna lopian jesc musze wyprubowac dziekuje
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńBędę tu zagladać częściej miło sie czyta!
OdpowiedzUsuńCiekawy i pomocny blog :)
OdpowiedzUsuńDawno tak fajnego bloga nie widziałem :)
OdpowiedzUsuńNa takim blogu jeszcze nie bylem! fajnie tutaj
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Od roku nie czytałam tak wartościowego artykułu.
OdpowiedzUsuńArtykuł bardzo dobry ! zresztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńDużo masz wiedzy!!?jesteś super w tym co robisz
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł o ziołach!
OdpowiedzUsuń