niedziela, 27 września 2009

Zielona Wyspa - podsumowanie

Wreszcie znalazłem trochę czasu i odrobinę chęci aby napisać podsumowanie naszej kilkudniowej wycieczki. Całość przebiegła wyjątkowo sprawnie dzięki temu, że na miejscu mieliśmy punkt zaczepienia i przewodnika-kierowcę w osobie mojej siostry. Ponieważ zwiedzaliśmy południowo - zachodni kraniec Irlandii moje spostrzeżenia proszę traktować jako zawężone do właśnie tego obszaru.
Zaczynamy:

Teren
Głównie pofałdowany, pokryty głównie skąpą roślinnością (trawy i wrzosy oraz skarłowaciałe drzewka). W okolicach Parku Narodowego Killarney zachowany pierwotny drzewostan o którym pisałem w pierwszym poście. Skały budujące ten rejon to głównie wypiętrzone i częściowo zerodowane skały osadowe. Ponieważ nader często trafiają się warstwy mniej przepuszczające wodę nawet w wyższych partiach terenu tworzą się torfowiska (np. w synklinie lub zerodowanym szczycie antykliny). Góry z szerszej perspektywy nie mają tak poszarpanych krawędzi jak np. nasze Tatry (różnica w budulcu - główna grań Tatr to twarde granitoidy) Porównuję do Tatr gdyż pasmo o którym mówię to Macgillycuddy Reeks ciągnące się na pd-zach od Killarney i posiadające najwyższe szczyty w Irlandii. Na tym porównanie trzeba zakończyć bo szczyty zbudowane są głównie z piaskowców i osiągają wysokość do 1039m (Carrantuohill). Ze względu na częste opady deszczu występuje w rzeźbie terenu duża liczba różnego rodzaju cieków wodnych, strumieni, jeziorek itp. Wybrzeże oceaniczne jest głównie klifowe z małymi plażami ukrytymi w zatokach. Często te plaże pojawiają się tylko podczas odpływu.

Drogi i szlaki turystyczne.
Drogi są... ciasne. Typowa droga krajowa (łącząca hrabstwa) pozwala na mijanie się np. 2 ciężarówek. Pobocza brak. Czasem drogi są ciut szersze i po obu stronach biegną drogi rowerowe szer 70cm-100cm. Napisałem "pobocza brak", ponieważ przy samej drodze ciągną się kamienne murki ewentualnie wały porośniętej trawą lub żywopłotem ziemi (pewnie z kamiennym rdzeniem). Dodatkowo można spotkać rozmieszczone na nich elektryczne pastuchy lub metalowe siatki wykończone u góry pasami drutu kolczastego. Ma to zabezpieczyć żywy inwentarz (głównie owce) przed wypadkiem na drodze (i tak czasem szlajają się wcinając te 20-30 cm trawy między asfaltem a ogrodzeniem). Drogi lokalne to już klasyk. Na całej szerokości drogi mieści się co najwyżej 1,5 ciężarówki. Może się zdarzyć, że na pewnych odcinkach będzie to rozmiar 1 ciężarówki (1,5 szer. samochodu osobowego). Z powyższych powodów dosyć często rozmieszczone są wcięte w zbocza mijanki. Typowe znaki ograniczenia prędkości są 2: w miasteczkach i bardziej zabudowanym terenie wsi - 50 km/h. Pozostałe drogi - 100km/h. Zabawne. Wjeżdża się na wąską i wyjątkowo krętą drogę przecinającą przełęcz. Na dzień dobry jest ograniczenie do setki. Bez sensu? Wcale nie. Odległości między siedzibami ludzkimi są tak duże, że gdyby na wszystkich takich odcinkach dawać tak jak u nas 30, 40, 50 km/h to ludzie stosując się do tych ograniczeń traciliby dużo czasu na jazdę. Prowadzenie pojazdu polega na dostosowaniu prędkości do warunków na drodze i za to odpowiada kierowca. Widełki do 100km/h pozwalają w miejscach bezpiecznych jechać szybciej. Wypadki? Na dystansie ok. 1600 km nie widziałem wypadku. Nie widziałem też stłuczki. Niemniej siostra pokazywała nam miejsce, gdzie na prostym odcinku drogi dwóch młodych chłopaków spłonęło w samochodzie po uderzeniu w kamienny murek. Nadmierna prędkość + brak doświadczenia + fatalne warunki pogodowe = nagroda Darwina.
Policja czyli Garda. Może zatrzymywać pojazdy ale najczęściej sprawdza je zdalnie. Wszystkie dane dotyczące pojazdu (przeglądy rejestracyjne, ubezpieczenie oraz osoby uprawnione do prowadzenia tego pojazdu) są dostępne przez chipa RFId. Taryfikator mandatów. Bez względu na wykroczenie kwota mandatu wynosi 40 euro.

Jedzenie
Osobiście polecam owoce morza. W końcu jest to wyspa i nie ma problemu ze świeżymi żyjącymi produktami. Mrożonki dostępne u nas, stanowią nędzne kulinarne echo smaku prawdziwego oceanu. Irlandczycy uwielbiają też ziemniaki. Cenowym szokiem były dla mnie niezdrowe chipsy ziemniaczane gdzie za cenę typowej polskiej paczki dostaniemy 3-6! razy więcej chrupania. Wybór różnorodności smaków też jest spory. Smakowały mi nawet kwaskowe chipsy o smaku vinaigrette. Piwa raczej ciężkie typu ciemnego (Irish stout, dry stout). Robione z palonego (mocno prażonego) słodu jęczmiennego. Z "dzikiego jedzenia" przywiozłem garstkę orzeszków bukowych i niestety ze względu na napięty harmonogram nie miałem okazji zapolować na mięczaki z gatunku razor clam (okładniczki, razory)

Ludzie (tubylcy)
W mieście zagonieni i zajęci własnymi sprawami. Wieczorami w pub'ach potrafią bawić się przy piwku nie tylko stacjonarnie ale również na parkiecie. Starsi uprzejmi i spokojni a młodzież dosyć hałaśliwa. Za miastem uprzejmość jest jeszcze większa. Ot choćby to mijanie się na wąskich drogach niejako wymusza takie gesty. Dodatkowo spotkaliśmy się z propozycją zrobienia nam zdjęcia grupowego (nie zabraliśmy statywu) oraz zostaliśmy zagajeni przez mijanego na wąskim szlaku dziadka-pasterza (nawiasem mówiąc jego prognoza pogody na kilka najbliższych dni okazała się słuszna - potwierdził tym samym trafność mojej prognozy :-P ).

Na koniec
Warto jechać i zobaczyć. Niestety przy tak dużych odległościach niezbędny jest środek transportu (lub wyjątkowo długi urlop). Może to być autostop, ale równie dobrze mógłby zastąpić go rower. Na transport kolejowy czy autobusowy raczej bym nie liczył. No chyba, że chcemy zwiedzać jedynie duże miasta.

wtorek, 15 września 2009

Zielona Wyspa - cz. 6

Dzisiaj zrobiliśmy zaledwie 45 mil. Objeżdżaliśmy Park Narodowy Killarney zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na początku zwiedziliśmy Muckross Abbey - ruiny kaplicy datowane na 1448 r. Następnie udaliśmy do Muckross House & Gardens, gdzie po zwiedzeniu ogrodów obejrzeliśmy kompleks irlandzkich farm z początku ubiegłego wieku.

Wnętrze chaty

Skansen różni się tym od polskiego, że dalej jest w nim żywy inwentarz oraz prowadzona jest produkcja rolna i rzemieślnicza.
Po wizycie w skansenie kolejnym punktem był wodospad Torc (mały) oraz kilka kilometrów dalej Torc (duży).

Wodospad Torc (mały)


Wodospad Torc (duży)
Z ostatniego wodospadu pojechaliśmy na Lady's View, aby zrobić zdjęcie panoramy w kierunku Killarney przy pochmurnym niebie. Mały guinness w knajpce przy punkcie widokowym i kolejny etap podróży krętą i wąską, górską drogą do Lord Brandon's Cottage. Po drodze zrobiłem kilka zdjęć typowego krajobrazu w okolicy nie 'zurbanizowanej' turystycznie.

Krajobraz z dala od cywilizacji

Następnie udaliśmy się na przełęcz Gap of Dunloe.

Widok z przełęczy (na północ)

Niesamowite wrażenie otwartej przestrzeni potęgował huraganowy wiatr. Szybkie foty i przemarznięci pędem popędziliśmy do samochodu. Po drodze w dół (na północ) zrobiliśmy jeszcze kilka fotograficznych przystanków. Kolejnym miejscem był punkt widokowy Aghadoe, z którego rozciąga się panorama na Killarney i cały Park Narodowy. Na tym etapie zakończyliśmy dzisiejsze zwiedzanie.

Panorama Killarney National Park


Zielona Wyspa - cz. 5

Wczoraj zwiedzaliśmy Mizen Head i zlokalizowaną tam latarnię.

Mizen Head

Dzięki w miarę znośnej pogodzie z tarasu widokowego można było dostrzec wyspę Fastnet Rock ze zbudowaną na niej inną latarnią. Oglądaliśmy również pływające u podnóża klifów foki oraz ciekawe przekroje geologiczne przez warstwy budujące najdalej na pd-zach. wysuniętą część Irlandii.

Focza sjesta

Kolejnym punktem był przeskok drogami (o których napiszę w podsumowaniu) na drugą stronę zatoki Dumanus Bay gdzie znajduje się Sheep's Head. Do samego punktu nie da się dojechać samochodem i aby go odwiedzić należy przedsięwziąć 2 km trasę pieszą, przez pofałdowany teren z mokradłami i wysokimi na ok. 100m klifami. U podnóża klifów odpoczywały i polowały na ryby wspólnie z ptakami morskimi foki.

Sheeps Head - 2 czarne punkty na krawędzi klifu to krowy

Na klifach pasły się krowy i owce, skrzętnie omijając kwitnące kępy wrzosów. Po obejrzeniu latarni i oczekiwaniu na ewentualną obecność większych ssaków morskich (foki były standardowo) udaliśmy się w drogę powrotną. Już po zmroku przed Lady's View, na 'połoninach' pojawiły sarny. Jedną z nich, próbującą przejść przez drogę prawie przyjęliśmy na maskę. Na szczęście dobry refleks kierowczyni (siostra) uchronił nas od kasacji pojazdu. Później jadąc z koła na koło już za Lady's View zobaczyliśmy większą wagową sztukę zwierzyny płowej - łanię jelenia. W końcu szczęśliwie zaparkowaliśmy samochód pod domem. Szybki prysznic, kolacja i wyjście do pubu w którym atmosferę umilał zespół grający na żywo. Dwa pintowe piwka (guinness obowiązkowo) i o 1:20 dnia dzisiejszego doczłapaliśmy na kwaterę.

poniedziałek, 14 września 2009

Zielona Wyspa - cz. 4

Wczoraj (4 minuty temu czyli w niedzielę ;) ) nasza trasa zaczęła się od krótkiego skoku na południe od Killarney, gdzie z Lady's View mieliśmy okazję podziwiać panoramę na jezioro Upper Lake.

Panorama z Lady's View

Następnie trasą wzdłuż wybrzeża (co dziwne niby szeroka zatoka a nazywa się Kenmare River) przez Kenmare, Sneem dotarliśmy do Derrynane National Park. Ominęliśmy Derryname House i przez zarośniętą wydmę wyszliśmy na plażę.

Plaża

Temperatura wody wynosiła ok. 13-15 st C, ale dla wybrańców narodu mającego dostęp do egzotycznie ciepłego Bałtyku był to po prostu Pikuś (Pan Pikuś). Brodząc przeszliśmy wzdłuż plaży oglądając pozostałości mięczaków i szalejące psy ( labradorów też kilka było). Kolejnym punktem wizyty był dom należący kiedyś do Daniela O'Connella (1775-1847). Ogólnie rzecz ujmując właściciel tej posiadłości, dzięki swej działalności, wsławił się przywróceniem praw politycznych irlandzkim katolikom w 1829r. Po wizycie w Derryname House zwiedziliśmy okalający go ogród. W jego florze można było znaleźć rośliny pochodzące z subtropikalnych stref Ameryki Południowej. Ze względu na łagodny klimat (Golfstorm i ochronne pasmo gór od północy) rośliny ciepłolubne mają się tutaj nadzwyczaj dobrze.

Pełna egzotyka

Krótki posiłek przygotowany w pobliżu okazałego kasztanowca i dalsza trasa przez punkt widokowy na Hog's Head, Waterville i wzdłuż wybrzeża otaczającego Ballinskelligs Bay. Między Ballingskeligs a Portmagee robiliśmy zdjęcia klifów (podobno najpiękniejszych w hrabstwie). Kolejnym punktem programu był przejazd na Valentia Island i punkt widokowy z panoramą całej doliny Valentia. Z wyspy na stały ląd przepłynęliśmy promem aby zwiedzić ruiny Ballycarberry Castle i Cahergal Fort. Ten ostatni budowany jakieś 1000 lat temu bez użycia zaprawy murarskiej.

Cahergal Fort

Na zakończenie szybki przeskok przez Glenbeigh i Killorglin do Killarney, zakończony kolacją w tajskiej restauracji (żeberka na słodko - rewelacja).

sobota, 12 września 2009

Zielona Wyspa - cz. 3

Dzisiaj mieliśmy wycieczkę aż przez 3 hrabstwa: Clare, Limerick i Kerry. Zrobiliśmy trasę długości 230 mil. Na początku przez Limerick, Shannon i Ennis dostaliśmy się na południe od wioski Doolin (hr. Clare).
Celem były klify Moher (Cliffs of Moher) o długości ok. 8 km i wysokości ponad 200m.

Cliffs of Moher

Zwiedziliśmy również miejscowe muzeum z interaktywnymi prezentacjami. Nasze muzea mają jeszcze długą drogę do pokonania, aby osiągnąć tak wysoki poziom itegracji prezentacji z odbiorcami. Niestety, duża liczba turystów skutecznie obrzydziła wspaniałe widoki oraz wyjątkowo utrudniła wykonywanie fotografii. Z Cliffs of Moher pojechaliśmy do miejscowości Killkee. Co prawda w mieście odbywała się impreza - młode dziewczyny chodziły w kozaczkach i gumiakach, ale dzięki temu na klifach na południe od Moore Bay niezmiernie rzadko trafiali się ludzie.

Klify na pd-zach od Kilkee


Zmarszczki falowe (ripplemarki) utrwalone w skale


Helikopter ratunkowy Irish Coast Guard nad klifami na pd-zach. od Killkee

Po posiłku i wyjątkowo długiej sesji fotograficznej udaliśmy się do miejscowości Killmer gdzie po półgodzinnym oczekiwaniu na prom udało nam się przeprawić na drugą stronę rzeki Shannon. Ponieważ zbliżał się zachód słońca pojechaliśmy do Ballybunion nad zatoką Mouth of the Shannon.

Zmierzch nad oceanem w pobliżu Ballybunion

Tam wykonaliśmy kolejną serię zdjęć i już totalnie zmęczeni przez Tralee wróciliśmy do Killarney.

Zielona Wyspa - cz. 2

Wczoraj (w piątek) trasa była dosyć długa. Wystartowaliśmy rano a wróciliśmy o 23:40. Kilka fot na wrzosowiskach pokrywających pokłady torfu, wizyta na plaży Inch Point i szybka droga do akwarium/oceanarium w miejscowości Dingle.

Fale na plaży Inch Point

W małych i większych akwariach zgromadzone były ryby i skorupiaki żyjące w środowiskach słono i słodko wodnych na całym świecie. Największy zbiornik zajmowała fauna i flora oceanu z płaszczkami i rekinami włącznie. W jednym z odkrytych zbiorników znajdowały się płaszczki i pływające stadem makrele. Płaszczki okazały się na tyle oswojone, że podpływały do ... pogłaskania.
Po wyjściu z akwarium udaliśmy się na falochron otaczający marinę w Dingle Harbour. Krótki spacerek połączony z konsumpcją lodów i szybki przejazd wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim w okolice Dunquin. Na miejscu musieliśmy poczekać na transport (ponton) do kutra, którym popłynęliśmy w kierunku południowego brzegu An Blascaod Mór.

Przed pontonem wąski przesmyk do pokonania

Następnie kuter zawrócił i opłynąwszy brzeg wschodni dotarł do małych wysp na pn-wsch. Woda nie była zbyt głęboka i pełna brunatnic wśród których musiały kryć się ryby. W pobliżu wsyp z wody wychylały się zaciekawione statkiem focze łby.

Zaciekawiona kutrem foka

Po krótkiej sesji zdjęciowej popłynęliśmy zobaczyć klify na północnym brzegu An Blascaod Mór i mniejsze wysepki zlokalizowane 1-2 mile na zachód od nich. Stamtąd wróciliśmy na zlokalizowane w zacisznej zatoce kotwicowisko skąd pontonem popłynęliśmy do przystani. Już samochodem cofnęliśmy się kilka kilometrów na południe aby na klife górującym nad rozległą (odpływ) plażą zjeść kilka kanapek i napić się kawy z termosu. Po wizycie na plaży pojechaliśmy wijącą się drogą w kierunku zatoki Brandon Bay. Tuż za przełęczą Conor Pass mieliśmy okazję podziwiać dwa jeziora karowe (jeziora cyrkowe) powstałe w obrębie kotła lodowcowego po ustąpieniu lodowca.

Rysy polodowcowe

W pobliżu wschodniego brzegu zatoki Brandon Bay znajduje się miejscowość Fahamore. Zatrzymaliśmy się tam aby zrobić zdjęcie zachodu słońca i zjeść coś morskiego na kolację. Uwieczniwszy płonącą kulę zanurzającą się w Atlantyku zameldowaliśmy się restauracji Islands. Poza przystawkami testowane były 3 rodzaje małży (ostrygi, przegrzebki i cuś czego jeszcze nie rozpoznałem ;-) ), krewetki, homar, krab i... gruby stek wołowy. Po posiłku czekała nas długa i nużąca, nocna droga do Killarney. W sumie dzisiaj zrobilśmy autem ok. 150 mil.

piątek, 11 września 2009

Zielona Wyspa - cz. 1

No i wylądowałem na Zielonej Wyspie. Dokładnie to w Corku a później samochodem dostałem się wraz z małżonką do Killarney w hrabstwie Kerry. Miasto leży nad malowniczym jeziorem Lough Leane i otacza je Park Narodowy Killarney (Killarney National Park).
Niestety nie zabrałem specyficznego kabla USB do aparatu a czytnik wbudowany w starego laptopa nie obsługuje kart SDHC. Jeśli uda mi się kupić odpowiedni czytnik (kabla nie dostanę - sprawdzałem) to wrzucę kilka zdjęć przed powrotem.
Dzisiaj (a właściwie wczoraj: czwartek) rano zwiedzaliśmy miasto i fragment Parku bezpośrednio do niego przyległego. Pogoda dopisała i na niebie trafiały się sporadyczne chmurki. Blisko miasta wygląda to na zwykły park miejski ale dalej trafiają się już stare drzewa obrośnięte bluszczem i dzikie zwierzęta: jelenie i ... króliki.


Jelenie w PN Killarney

Wracając z pierwszego spaceru zahaczyliśmy o katedrę St. Mary's. Monumentalna budowla ze skromnym wystrojem, będąca odwrotnym biegunem polskiego Lichenia.
Po zakupach i obiedzie udaliśmy się nad jezioro w pobliże zamku Ross Castle, gdzie zaokrętowani z grupą amerykańskich geriatryków wypłynęliśmy statkiem wycieczkowym na jezioro. Z wody mieliśmy okazję podziwiać urok skalistych wysepek pokrytych różnorodną roślinnością. Przepłyęliśmy również obok wyspy Inisfallen na której znajdują się ruiny klasztoru z VII w. Następnie u podnóża Tomies Mountain ( w lesie Tomies Wood) wypatrzyliśmy orła bielika (white tailed eagle). Był to jeden z 22 osobników należących do odtwarzanej populacji tego drapieżnika w tym rejonie.
Orzeł bielik (White Tailed Eagle)

Po powrocie na przystań udaliśmy się na pieszą wędrówkę przez podtopiony pierwotny las szlakiem wydobycia miedzi. Szlak biegł po Ross Island (w rzeczywistości jest to półwysep). Po drodze było kilka punktów wskazujących na wydobycie metodą odkrywkową oraz pozostałości po drążonych szybach. Wzdłuż szlaku rosły buki, olchy, dęby, kasztanowce i olbrzymie... cisy. Na porannym spacerze widziałem cisa ale była to zwykła krzewinka. Tutaj były to potężne drzewa. Jaki przyczynek historyczny ma to drzewo jest w stanie opisać każdy łucznik. W Polsce pierwszy edykt ochronny tej rośliny wydał król Władysław Jagiełło.
Po zatoczeniu kółka wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się do Killarney Golf & Fishing Club. Piwko na tarasie i podziwianie panoramy rozciągającej się na pasmo górskie znajdujące się za jeziorem. Następnie szybka wycieczka nad Dingle Bay aby zobaczyć zachód słońca nad Atlanykiem.

Zachód słońca (Dingle Bay)

Przy okazji przejażdżka po wąziutkiej drodze biegnącej na wysokim klifie. Nad drogą rozciągało się strome zbocze górskie z pasącymi się wśród wrzosów owcami.
c.d.n.