sobota, 27 lutego 2010

Wspiąć się na wyżyny.

Wczoraj byłem na Carrantuohill...
Nie. Nie chodzi mi o Mt. Carrantuohill (najwyższy szczyt Irlandii) lecz zespół muzyczny grający od 1987 roku muzykę folk. Tym razem wędrowałem duchem. Kapryśna pogoda w końcu lutego oznacza ni mniej ni więcej, że zima z wiosną ciągają się za kudły. Dlatego przyjemnie było zaszyć się w pobliskim barze gdzie wystąpił wymieniony wcześniej zespół. Zagrali rewelacyjnie. Z szarego i ponurego Śląska przeniosłem się znowu na Zieloną Wyspę. Co prawda w dłoni nie dzierżyłem kufla z typowym piwem irlandzkim ale i tak wrażenia z koncertu pozostaną niezatarte.




Wczorajszy koncert będzie wstępem do tegorocznych wypadów. Najszybciej wyląduję w Pieninach - już w marcu. A później .... kto wie? ;-)

Na koniec prostuję twierdzenie, że na najwyższych górach Zielonej Wyspy nigdy nie leży śnieg:
Fotografia (zrobiona tej zimy przez moją siostrę) przedstawia jeden ze szczytów pasma Macgillycuddy Reeks.