Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzyna łowna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzyna łowna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 grudnia 2010

Survival a las - cz. 3 - żywność i woda

Człowiek, zanim przywiązał się do motyki, pługa i kawałka pola, pędził żywot koczowniczy. Zmiana trybu życia spowodowała stopniowe zatracanie pierwotnych umiejętności. Obecnie wsiadamy w samochód i jedziemy do marketu gdzie "polując" między półkami mijamy zgromadzone na ograniczonej przestrzeni olbrzymie ilości produktów spożywczych. Cały wysiłek ogranicza się do pchania wózka i przerzucania towaru z miejsca w miejsce. Nawet ostateczny proces przygotowania jest czynnością prostą i bezwysiłkową. Mamy bieżącą wodę, prąd, gaz, ogrzewanie. Wszystko za naciśnięciem guzika. Porzucając prymitywizm większość z nas stała się niewolnikami zdobyczy cywilizacji.  Zwykła awaria wodociągu potrafi uzmysłowić jak poważny jest to problem. Szczególnie gdy nie pojawią się beczkowozy. Człowiek bez wody jest w stanie przetrwać ok. 3 dni. Bez jedzenia nawet... 30 dni. Oczywiście jeśli zapotrzebowanie na kalorie jest większe (wysiłek, niska temperatura) ten czas będzie znacznie krótszy.
Patrząc wstecz nawet nie tak dawno temu zdarzały się okresy gdy dominował głód. Przyczyną były zmiany klimatu (czyt. rok bez lata), konflikty zbrojne lub polityka wewnętrzna (czyt. wielki głód). Starsi czytelnicy tego bloga z pewnością pamiętają kartkowy okres PRL-u. Każdy obywatel posiadający choć odrobinę odpowiedniej przestrzeni hodował na potrzeby spożywcze zwierzaki i uprawiał co najmniej maleńki ogródek warzywny. Czy były to ciężkie czasy? Nie. Wtedy żyli jeszcze ludzie pamiętający wyniszczający okres I i II Wojny Światowej. Taka wojna to czas na jedzenie lebiody, perzu, brzozowego lub sosnowego podkorza i innych głodowych specyfików. Ta wiedza nie została przekazana dalszym pokoleniom. Może obecni 40-60 latkowie jedli kiedyś jajecznicę z pokrzywami. Może nawet zupę szczawiową. Ale reszta informacji o roślinach głodowych w większości została zapomniana.

Aby przetrwać w naszych warunkach klimatycznych potrzebujemy minimum trzech rzeczy:
- ciepłego i suchego schronienia
- wody
- pożywienia

Mamy obecnie połowę grudnia. Według numerycznej prognozy pogody, temperatura w nocy spadnie poniżej -16 stopni Celsjusza. Gdyby założyć scenariusz katastroficzny, który spowoduje na terenie całego kraju trwający przez kilka dni brak prądu, ogrzewania, ciepłej i zimnej wody, dostaw gazu z sieci  - jak przetrwaliby bez pomocy państwa mieszkańcy blokowisk? A gdyby taki stan objął większość "cywilizowanego" świata i trwał kilka lat? Fantastyka? Poczytajcie dalej...

1 września 1859 r. Maksimum cyklu słonecznego. Nasza macierzysta gwiazda cierpi na kosmiczny katar. Jej powierzchnię non stop pokrywają rozbłyski energetyczne. Około godziny 11.00 amerykański amator Richard Carrington dostrzega potężny rozbłysk. Nie wie, że ten rozbłysk spowoduje koronalny wyrzut masy. Nie spodziewa się, że w 17 godzin później wyrzut uderzy w Ziemię.

Skutki burzy magnetycznej z 2 września 1859 roku będą znikome. Ot kilku porażonych operatorów wynalazku zwanego telegrafem. Kilka spalonych stacji telegraficznych i ciekawostka związana z indukowaniem się dużego napięcia elektrycznego w przewodach odłączonych od źródła zasilania.
Życie toczyło się dalej a ludzie fascynowali się widokiem zorzy polarnej w południowej Italii i na Karaibach.

15 maj 1921. Słońce kicha ponownie. W Nowym Jorku wyrzut powoduje utrudnienia w ruchu ulicznym. Uderzenie jest znacząco słabsze niż to z 1859 roku no i świat jeszcze nie wszedł na dobre w dobę powszechnej elektyfikacji, aby przejmować się zagrożeniem.

Marzec 1989. Kanadyjska prowincja Quebec. Burza magnetyczna o 10 razy mniejszym potencjale niż ta z 1921 roku doprowadza do awarii sieci energetycznej skutkującej pozbawieniem prądu 6 mln ludzi.

Jesteśmy uzależnieni od kaprysów naszej macierzystej gwiazdy. Nasze słoneczko daje, życie i może je też w każdej chwili odebrać lub znacząco utrudnić. Uzależniając się od technologii nie zostawiamy sobie spadochronu zapasowego. Brak energii oznacza głód i co najważniejsze - pragnienie.

Zaspokojenie trzech podstawowych potrzeb w sytuacji gdy pojawi się duża konkurencja nie będzie prostym przedsięwzięciem. Dotykające poszczególne regiony świata klęski żywiołowe udowodniły, że w sytuacjach ekstremalnych ludzie rezygnują z wyższych wartości na rzecz zapewnienia sobie maksimum korzyści. Jest to działanie nieetyczne ale gwarantujące przetrwanie. Podstawowa zasada survivalu mówi:

"Nigdy nie trać okazji"

Każdą możliwość poprawiającą nasz byt należy bezwzględnie wykorzystać. Czy oznacza to, że w przypadku apokalipsy musimy rabować sklepy i markety? Nie. Wystarczy zabezpieczyć sobie odpowiednio wcześniej niezbędne zasoby, które ułatwią nam start w zmieniającym się nagle świecie. Rabunek, jak każde działanie poza granicą prawa, w takiej sytuacji będzie groził śmiercią, a zależy nam w końcu na przeżyciu.
W tym miejscu wkracza wiedza, którą zdobyliśmy ucząc się pilnie "zielonego survivalu".
Zasoby cywilizacyjne (butelkowana woda, konserwy, produkty sypkie, przetwory), nawet te odłożone na "czarną godzinę", prędzej czy później się skończą. Pozostanie pokojowy handel wymienny posiadanymi dobrami lub ich kradzież. W dobrej sytuacji będą myśliwi i kłusownicy. Mając broń i amunicję oraz wiedzę o sposobach polowania uzupełnią swoją dietę o świeże mięso, a strzelając ponad własne potrzeby pozyskają towar do handlu wymiennego. Jednocześnie będą w stanie skutecznie zwalczać wszelkie objawy konkurencji.
Jak znaleźć niszę dla siebie w takich warunkach?

Oprócz schronienia potrzebujemy przede wszystkim względnie stałego i obfitego źródła słodkiej wody. W przypadku śnieżnej zimy jej pozyskanie nie stanowi problemu. Możemy przecież topić śnieg. Dobrze mieć awaryjne tabletki z "multiwitaminą" dla uzupełnienia niedoborów substancji mineralnych, przy piciu jakby nie było destylatu oraz ewentualnego szkorbutu spowodowanego zubożoną dietą. Inna metoda to pozyskiwanie wody z istniejących źródeł lub studni. Tych ostatnich spotyka się coraz mniej (sposób na uzależnienie obywateli od państwa?). Taką wodę bezwzględnie powinniśmy przegotować jeśli w/w znajdują się w silnie zurbanizowanym terenie.
Napar z igieł sosnowych przygotowany na wodzie ze stopionego śniegu

Kolejny punkt programu stanowi pożywienie. W "żelaznym" zapasie warto zgromadzić dużo produktów sypkich i tłuszczy. Produkty sypkie będą zapychaczami. Tłuszcze dadzą niezbędną energię.
W tym momencie narażę się wszystkim wegetarianom:
Nie można przetrwać jedząc na dłuższą metę wyłącznie dzikie rośliny jadalne. Wydatek energetyczny związany z ich pozyskaniem, przygotowaniem oraz zapewnieniem innych zasobów (opał, woda) zawsze będzie bilansował się ujemnie. W diecie muszą znaleźć się białka, węglowodany i tłuszcze pochodzenia zwierzęcego.
Osobiście dzielę takie pożywienie na 4 kategorie:

1. Slow food - wszystkie jadalne naziemne bezkręgowce i ich larwy
2. Fast food - zwierzyna płowa i inna poruszająca się na czterech kończynach
3. Flying food - wszystko co lata i jest opierzone
4. Floating food - zwierzątka wodne z wyłączeniem owadów

Dobrze jest znać najbardziej efektywne metody pozyskiwania zwierząt z wszystkich 4-rech kategorii.
Oczywiście nauka sztuki przetrwania wymaga etycznego podejścia do zagadnienia. W związku z powyższym możemy spokojnie chwytać bezkręgowce nie objęte ochroną oraz polować i łowić ryby i raki (posiadając odpowiednie uprawnienia) metodami dozwolonymi przez prawo.
Rybki (floating food)

Warto jednak nauczyć się metod "niekonwencjonalnych". Wnyki, sidła i pułapki są może mało etyczne ale efektywne. W sytuacji gdy na szali waży się nasze życie postępujemy wg zasady: "Nigdy nie trać okazji". W tym blogu nie zamierzam ułatwiać zadania przyszłym kłusownikom. Kto będzie chciał znajdzie odpowiednią wiedzę w sieci. Taka nauka jednak powinna być jedynie symulacją w której nie biorą udziału żywe zwierzęta. Nie należy w żadnym wypadku zastawiać wnyków, sideł czy pułapek w lesie lub w wodzie. To samo dotyczy prób polowania przy wykorzystaniu prymitywnej broni. Lepiej strzelać tarczowo lub do figur 3D. Polowanie można też zastąpić rozpoznaniem. Uczmy się rozpoznawać tropy, żerowiska, wodopoje i ścieżki zwierząt. Próbujmy swoich sił w bezkrwawych łowach przy pomocy aparatu fotograficznego. Da nam to wiedzę o zachowaniach i dobrych miejscach pozyskania zwierzyny.
Warto przeglądać fora myśliwskie i tam szukać wiedzy o zwyczajach zwierząt. Można też spróbować samemu "uboju gospodarskiego" nieobcego ludziom pochodzącym ze wsi, aby zdobyć wiedzę odmienną od zwykłego zdobywania "ścierwa" w markecie ;-).
Króliczek (kupiony na targu) przyrządzony na dziko (fast food)

Rośliny są najłatwiejszym do uzyskania produktem spożywczym. Niestety wartością energetyczną nie dorównują zwierzętom. Do tego bywa, że aby zebrać ich odpowiednią na posiłek ilość należy przemierzyć kilka lub nawet kilkanaście kilometrów, o ile oczywiście nie uprawiamy ich tuż pod domem. Niestety, w sytuacji kryzysu żywnościowego wszelkie uprawy staną się łakomym kąskiem dla rabusiów. I tutaj znowu pojawia się ryzyko. Czy warto narażać się broniąc nachodzonego noc w noc pola (np.) ziemniaków?
Może lepiej postąpić inaczej. Mając wiedzę o dzikich roślinach jadalnych zabezpieczamy sobie źródło pożywienia nieznane dla potencjalnej konkurencji. W trakcie swoich wędrówek staram się rozpoznawać miejsca w których występują pożyteczne rośliny. Nie niszczę ich. Jeśli chcę wypróbować jakiś przepis zbieram tylko niewielką ilość potrzebnych roślin, zazwyczaj łącząc produkty "dzikie" z "cywilizacyjnymi". Dana miejscówka może się przydać w przyszłości. Dodatkowo wykorzystuję każdą nadarzającą się okazję aby rozplenić pożyteczne rośliny. Wiele z nich wyginęło w mojej okolicy przez zbyt intensywnie prowadzoną gospodarkę rolną i leśną. Metodą iście partyzancką tworzę sobie tylko znane poletka. Będą stanowiły awaryjny zapas żywności.
Jak nauczyć się rozpoznawać pożyteczne rośliny?
Przede wszystkim dobrze wiedzieć co się je. Dlatego pierwszym zakupem powinien być dobry przewodnik. Na dzień dzisiejszy polecam dwie pozycje:
- "Dzikie rośliny jadalne Polski", autor: Łukasz Łuczaj
- "Jadalne dzikie jagody i rośliny", autor Detlev Henschel
Pierwsza z nich wymienia najwięcej roślin (i przepisów) spotykanych w Polsce które można wykorzystać w dzikiej kuchni. Druga jest doskonałym, terenowym przewodnikiem uzupełniającym pozycję pierwszą.
Dodatkowo warto zakupić aparat cyfrowy, komputerowy atlas roślin oraz (nieobowiązkowo) dołączyć do forum zajmującego się tematyką botaniczną. Dlaczego zalecam takie postępowanie?
Otóż, nie ma potrzeby targać atlasów w teren. Oprócz roślin jadalnych spotkamy rośliny lecznicze (warto mieć jakiś poradnik zielarski) oraz zwykłe "chwasty". Gdy spotkamy nieznaną roślinę, wystarczy wykonać kilka dokładnych zdjęć przy pomocy aparatu cyfrowego (funkcja makro), by później w domowych pieleszach oznaczyć przy pomocy komputerowego atlasu (i google) z czym mamy do czynienia. Dzięki temu nie zniszczymy rośliny (dodatkowa zasługa jeśli jest chroniona) a w przypadku problemów z oznaczeniem będziemy mogli zadać pytanie na forum botanicznym.
Groszek bulwiasty (lathyrus tuberosus)

Warto wziąć udział w warsztatach związanych stricte z rozpoznawaniem i wykorzystaniem roślin jadalnych. Dzięki temu w stosunkowo krótkim czasie zyskamy ogromny potencjał wiedzy i wskazówki do dalszego doskonalenia się w tej dziedzinie.

Ten nieco długi wpis był ostatnim z serii opisujących etyczną stronę zielonego survivalu. Myślę, że w trakcie nauki warto trzymać się pewnych zasad, które w przyszłości mogą nam umożliwić przetrwanie w zmieniającym się nagle świecie.

niedziela, 7 marca 2010

Dwa oblicza starego medalu

Tej zimy globalne ocieplenie zostało odwołane.
Nasze pola, łąki i lasy pokryły się śniegiem. Miejscami było go tak dużo, że zwierzyna nie mogła dokopać się do pokarmu oraz słabła w zmrożonej warstwie szreni.
Teren mało penetrowany przez spacerowiczów, ze względu na nieprzetarte szlaki, stał się areną polowań bezpańskich i spuszczanych z łańcuchów psów gospodarskich oraz pospolitych kłusowników.

Apeluję do otwartych umysłów (młodych i tych młodych duchem):
  • nie wyrzucajcie niechcianych psów do lasu!
  • podwórkowe Burki niech na tych podwórkach pozostaną!
  • jeśli wasz pies ma silny instynkt łowiecki - bezwzględnie trzymajcie go podczas spaceru na smyczy!

Warto też, jadąc śródleśną szosą zachować szczególną ostrożność. Zwierzyna zimą pozbawiona mikroelementów nauczyła się je uzupełniać zlizując sól, którą są posypane drogi. Łatwo o wypadek.

To była jedna strona medalu. Drugą stronę stanowi dokarmianie dzikiej zwierzyny.
Przede wszystkim za dokarmianie na danym obszarze odpowiada Nadleśnictwo. Jeśli Nadleśnictwo wydzierżawi tzw. obwód łowiecki myśliwym zrzeszonym w Kole Łowieckim to ich obowiązkiem jest zapewnienie pokarmu zwierzynie. Koło Łowieckie prowadzi gospodarkę łowiecką. Wiążą się z nią przywileje (polowania) i obowiązki (dbanie o zwierzynę i infrastrukturę). Na finanse głównie składają się zyski ze sprzedanych tusz zwierzęcych, składki członkowskie oraz (jeśli warunki i populacja zwierzyny na to pozwala) wpływy z organizowanych płatnych polowań dewizowych (europejskie safari). Przy odpowiednim zarządzaniu finansami (zapewnienie odpowiednich rezerw) nie powinno dojść do sytuacji gdy paśniki świecą pustkami. Taka sytuacja świadczy o niegospodarności. Zwierzęta, które padną w zimie automatycznie powinny zmniejszyć plan pozyskania zwierzyny w sezonie łowieckim (niegospodarność = mniejsza frajda z polowania).

Czy pomagać myśliwym?
Kwestia jest sporna. Dotując niegospodarność spowodujemy, że zwierzęta przetrwawszy zimę pozostaną w planie odstrzału i padną od ołowiu w sezonie a Zarząd Koła umocni swoją pozycję. Jeśli myśliwi nie wymienią Zarządu Koła lub nie wpłyną na jego decyzje - kolejnej zimy sytuacja się powtórzy.

Jeśli już pomagać zwierzynie to jak?
Najlepiej skontaktować się w tej sprawie z miejscowym Nadleśnictwem. Odpowiednia karma musi być wykładana w konkretnie ustalonych miejscach, tak aby zwierzyna nie traciła energii na przemieszczanie się oraz nie stwarzała problemów przez koncentrację w okolicy gdzie jej obecność jest niepożądana.

Na koniec demotywator. Myślistwo jakiego nie znacie. Dedykowany wszystkim myśliwym, którzy na swoich forach dyskusyjnych deklarują swoją pasję mordowania psów bez względu na okoliczności.

UWAGA. ZDJĘCIE JEST DRASTYCZNE!
Jeśli nie jesteś przekonany/a nie klikaj!:
TUTAJ

czwartek, 27 sierpnia 2009

Fantastyka czy manipulacja?

Zaciekawił mnie ten blog prowadzony przy współudziale (korekta - nie tylko ja się pomyliłem) Straży Leśnej z Nadleśnictwa Gdańsk .
Ponieważ znalazłem w nim kilka nieścisłości postanowiłem bliżej przypatrzyć się poszczególnym artykułom. Historii opisanych na w tym blogu nie powstydziłby się nawet "Fakt".

Ze względu na skąpą ilość informacji, wziąłem na tapetę ten wpis .
Autor podpisuje zdjęcie na którym uwiecznione zostały 2 psy osaczające dzika:
"Ten dzik przeżył, tym razem zginął pies - prawdopodnie 'padł w ogniu walki'."

Hmm. Poważna sprawa skoro padł w tym ogniu i to na dodatek aż "prawdopodobnie". Już w wyobraźni widziałem dzikie ostępy i dzielnego dzika równie dzielnie odpierającego ataki sfory, ale... coś w tej focie było nie tak. No tak. Zdjęcie strzelone w odpowiedniej chwili. Taka okazja w naturze nie zdarza się na co dzień... Ani przeciętnemu fotografowi raz na 10 lat. Chyba, że..... walka była "ustawiona"!
Hmm. Jeden z psów jest rozmazany ale drugi to ładny okaz gończego polskiego. Takich psów nie spotyka się u równie przeciętnego mieszkańca naszego kraju - to jest typowa rasa użytkowa wśród myśliwych. A więc mamy psy należące do myśliwego, które ścigają dzika w "ustawionej walce".
Hmm. Zaglądam w EXIF zdjęcia. Powstało ono 30 sierpnia 2005 ok. południa (nie wiem czy w aparacie była korygowana zmiana czasu więc +-1h). Polowanie w południe? Na dzika? Bez sensu. Zatem szkolenie lub konkurs. Ponieważ takie imprezy nie mogą odbywać się w łowisku używa się do tego celu zagród w specjalnych ośrodkach. Zaglądam w google: najbardziej prawdopodobny wynik daje Ośrodek Szkolenia Psów Myśliwskich w Przechlewku .
Lokalizacji nie mogę niestety na 100% potwierdzić. Mogę natomiast dodatkowo sprawdzić prawidłowość wyciągniętych wniosków. Czas na użycie socjotechniki. Ponieważ komentarze na blogu są moderowane, każdy który okaże się niewygodny można po prostu usunąć. Gdyby moje wnioski były błędne - komentarz zostałby zatwierdzony a autor przy okazji "odbiłby piłeczkę".
Ryzyk fizyk. ok. 10:20 wrzucam jako anonymous krótki tekst:
"Bardzo ładny gończy polski.
No i udana dynamiczna fotka.
Niech zgadnę - 2 połowa sierpnia 2005, ... Ośrodek Szkolenia Psów Myśliwskich w Przechlewku ..."

Czekam na zatwierdzenie, tego w sumie niewinnego komentarza przez moderatora. Po godzinie 14 zatwierdza jednak inny komentarz w innym temacie. O 15:33 wrzucam kolejny wpis do interesującego mnie wątku:
"Fatalnie to wygląda"

Ten komentarz zostaje zatwierdzony. Czyli moje wnioski zostały dodatkowo potwierdzone.

Podsumowując niniejszą notkę. Edukacja (nawet ekologiczna) powinna opierać się na faktach. Jak każda racjonalna nauka. Upublicznienie tak wrażliwych i delikatnie to ujmując ... niedopracowanych informacji, w sytuacji gdy między pseudomyśliwymi a właścicielami psów od dłuższego czasu trwa wyjątkowo ostry spór - dolało oliwy do ognia. Czy było to świadome działanie, czy też nie - musiało spotkać się z reakcją. Sprawa psów spuszczanych ze smyczy w lesie lub poza nim jest zaledwie czubkiem góry lodowej. Jest to jeden z czterech rodzajów psów spotykanych w łowisku. Znam kilkadziesiąt psów (spacerujących bezsmyczowo do 20m od właściciela) i w tej grupie zaledwie 2 mają tendencję do uporczywego ścigania zwierzyny. Uporczywego, czyli na dystansie większym niż 50-70m w otwartym terenie. W ich przypadku jedynym rozwiązaniem pozostaje smycz lub długa linka, zapinana w rejonie gdzie można napotkać zwierzynę.

Ja twierdzę, że zawsze można się dogadać. Bo to ludzie wymyślają obowiązujące prawo, ludzie pilnują jego przestrzegania i ludzie starają się funkcjonować w wymyślonym prawie, które nie zawsze jest szczytem kompromisu. Mówi to człowiek, który zawsze stara się dbać o to, żeby miejsce w którym czasem przysiądzie, pozostało w stanie takim jakby go w nim w ogóle nie było.

środa, 26 sierpnia 2009

Właściciel psa.

Jestem właścicielem psa. Mogę to spokojnie stwierdzić gdyż mój pies zawsze znajduje się pod moją wyłączną kontrolą. Nawet jeśli zostanie zwolniony ze smyczy nie pozwalam mu oddalić się poza zasięg mojego głosu i wzroku. Poświęciłem wiele godzin na trenowanie komend. Pies rozpoznaje i reaguje na polecenia wydawane głosem i gestami (ciche). Posiada dokumenty potwierdzające pochodzenie i przynależność do konkretnej psiej rasy. Rasę dobierałem specjalnie pod kątem charakterystycznych zachowań czyli tzw. behavioru.

Co to oznacza?

Ni mniej ni więcej - nie jest to typowy podwórkowy Burek, czy też pies pochodzący z pseudohodowli gdzie szczenięta produkuje się taśmowo dbając tylko o to aby ich rodzice były podobne do psów danej rasy. Nie jest to też pies puszczany samopas. W mojej opinii nie może się nazwać właścicielem ktoś, kto nie ma najmniejszych chęci do sprawowania kontroli nad swoim pupilem.

Dlaczego taka notka?

Otóż ostatnio zrobiło się głośno o odstrzałach psów. Pseudomyśliwi, tłumacząc się ochroną dzikiej zwierzyny przed polującymi na nią watahami wygłodzonych psów dokonują rzezi na psach znajdujących się w łowisku ale niekoniecznie ścigających zwierzynę.
LINK: http://www.stopodstrzalom.pl/

Tymczasem w lesie i w łowisku (łowiskiem może być np. obszar rolniczy) można spotkać 4 rodzaje psów biegających bez uwięzi:
  1. Psy bezpańskie, zdziczałe - unikające kontaktu z człowiekiem, zaniedbane z potarganą sierscią, czasem wychudzone.
  2. Psy wypuszczane z gospodarstw rolnych - zazwyczaj posiadają obrożę, są odkarmione, nie wykazują typowych oznak zdziczenia ale mogą czynić szkody w zwierzynie łownej lub stanowić zagrożenie dla ludzi (pogryzienia, brak szczepień prewencyjnych p. wściekliźnie)
  3. Psy należące do myśliwych - na polowaniach zbiorowych, indywidualnych lub przy okazji samej wizyty myśliwego w łowisku.
  4. Psy będące na spacerze z właścicielami - nie wykazujące oznak zdziczenia, posiadające obrożę, zadbane, z właścicielem znajdującym się w pobliżu, czasem rasowe.
Pierwsza kategoria jest najbardziej niebezpieczna. Te psy żyją z polowania. Ich naturalnym odpowiednikiem jest wilk. Odpowiedzialność za ich odłów spoczywa na gminach ale w sytuacji gdy samo podejście do zwierzęcia jest niemożliwe uważam, że odstrzał jest jedynym rozwiązaniem.

Druga kategoria bazuje na pierwotnych instynktach i głupocie swoich gospodarzy. W tej sytuacji znacznie lepszym rozwiązaniem byłaby dokumentacja fotograficzna i nałożenie na "właściciela" psa dużej kary finansowej.

Trzecia kategoria psów również korzysta w bardzo dużym stopniu z instynktu. Właśnie ze względu na użytkowość cechy instynktu łowieckiego nie są u tych psów wytłumiane. Wręcz przeciwnie. Te psy są szkolone do pomocy przy pozyskiwaniu zwierzyny. Zdarza się (przypadki opisane na kilku forach myśliwskich - przez samych myśliwych), że pies będący z myśliwym w łowisku zostaje pozostawiony bez opieki. W jednej z opowieści był podany przykład wytarganego z nory jenota. W tym czasie myśli nie brał udziału w polowaniu lecz przyszedł naprawić ambonę i pozwolił psu na swobodne buszowanie w lesie.

Czwarta kategoria to psy kanapowe, domowe lub użytkowe. Tuż za nimi podąża ich właściciel, który odpowiada za zachowanie pupila. Świadomy właściciel wiedząc, że jego pies lubi ścigać zwierzynę i nie reaguje na komendy powinien go prowadzić na smyczy lub lince. Jeśli tego nie zrobi stanie się zwykłym kłusownikiem.

Jak to się ma do strzelania psów?

Otóż aby dokonać odstrzału psa muszą być spełnione łącznie wszystkie poniższe warunki:
  • myśliwy musi mieć upoważnienie wydane przez zarządcę obwodu łowieckiego
  • pies (lub kot) musi być bez opieki i wykazywać oznaki zdziczenia
  • pies (lub kot) musi znajdować się ponad 200m od obszarów mieszkalnych
  • pies (lub kot) musi stanowić zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących (w tym łownych)
Uwaga! Nigdzie nie jest zapisane, że każdy pies bez smyczy jest psem bez opiekuna!
LINK: http://www.lowiecki.pl/prawo/ochrona_zwierzat.php

Idziemy dalej.

Ustawa o lasach
z dnia 28 września 1991 r.)


Przepisy ogólne
Art. 3. Lasem w rozumieniu ustawy jest grunt:
1) o zwartej powierzchni co najmniej 0,10 ha, pokryty roślinnością leśną (uprawami leśnymi) - drzewami i krzewami oraz runem leśnym - lub przejściowo jej pozbawiony:
a) przeznaczony do produkcji leśnej lub
b) stanowiący rezerwat przyrody lub wchodzący w skład parku narodowego albo
c) wpisany do rejestru zabytków;
2) związany z gospodarką leśną, zajęty pod wykorzystywane dla potrzeb gospodarki leśnej: budynki i budowle, urządzenia melioracji wodnych, linie podziału przestrzennego lasu, drogi leśne, tereny pod liniami energetycznymi, szkółki leśne, miejsca składowania drewna, a także wykorzystywany na parkingi leśne i urządzenia turystyczne.

...

Art. 30. 1. W lasach zabrania się:
1) zanieczyszczania gleby i wód;
2) zaśmiecania;
3) rozkopywania gruntu;
[...]
11) wybierania jaj i piskląt, niszczenia lęgowisk i gniazd ptasich, a także niszczenia legowisk, nor i mrowisk;
12) płoszenia, ścigania, chwytania i zabijania dziko żyjących zwierząt;
13) puszczania psów luzem;
14) hałasowania oraz używania sygnałów dźwiękowych, z wyjątkiem przypadków wymagających wszczęcia alarmu.
[...]


Ups! W rozumieniu Ustawy pola, łąki, ugory pastwiska lasem nie są!

Oznacza to, że karanie za swobodne spuszczenie psa ze smyczy poza lasem może odbywać się jedynie na podstawie przepisów lokalnych. Ale jest to karanie - nie odstrzał.

Co zrobić jeśli nasz domowy pupil zostanie odstrzelony na naszych oczach?

Przede wszystkim nie odpuszczać. My być może popełniliśmy wykroczenie ale myśliwy, który niewłaściwie ocenił sytuację lub nie znał obowiązujących przepisów (nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności) popełnił w tym momencie wykroczenie lub przestępstwo z użyciem broni palnej. Dodatkowo doprowadził do sytuacji narażenia życia strzelając do nierozpoznanego celu (właściciel w pobliżu). Przy obecnych restrykcyjnych przepisach o broni i amunicji taki dekliwent nie powinien otrzymać w przyszłości zezwolenia na posiadanie zwykłej procy. Sprawie należy nadać bieg urzędowy (powiadomienie policji). Dopilnować aby wszystkie dowody zostały jak najszybciej zabezpieczone (lubią wsiąkać). W przypadku gdyby władze nie chciały zajmować się sprawą (powiązania myśliwych z urzędnikami) naciskać też przez media wymieniając opornych urzędników z imienia i nazwiska.

Jako kontrakcja dla strony http://www.stopodstrzalom.pl/ powstał blog Straży Leśnej Nadleśnictwa Gdańsk, mający na celu szokować oraz zrzucić odpowiedzialność za straty w zwierzynie łownej na biegające samopas (lub z właścicielami w pobliżu) psy. Niestety część z prezentowanych na kontrblogu wpisów jest nie popartymi dowodami przypuszczeniami. No bo jak można ocenić, że martwy jeleń znaleziony po kilku miesiącach na terenie ogródków działkowych dostał się tam zapędzony przez psy. Brak umocowania w twardych argumentach źle wróży profesjonalizmowi autora blogu. Nie rozważył możliwości, że wygłodzone (zima) zwierzę mogło samo dostać się na zamknięty teren (pozostałości uprawy warzyw). Nie uwzględnił też, że zwierze mogło zostać wystraszone przy okazji odbywającego się w okolicy polowania zbiorowego z naganką. Cóż. Zdjęcie psa niosącego w pysku skórę zwierzęcą też do mnie nie przemawia. Zbyt często miałem okazję zaobserwować psy podnoszące pozostałości po sprawianych w łowisku zwierzętach, których myśliwym z lenistwa nie chciało się zakopać. W mojej okolicy psy notorycznie znajdują odcięte sarnie cewki. Czy to oznacza, że polują w łowisku? Dla Straży Leśnej z Gdańska byłby to koronny argument uzasadniający odstrzelenie psa.