niedziela, 20 czerwca 2010

Konwent - Survival Skała 2010

W piątek, zabrawszy uprzednio szwagra do mego czerwonego bolidu, udałem się na organizowane w Jaskini Jasnej spotkanie miłośników sztuki przetrwania.

Duże wejście do Jaskini Jasnej

Na miejsce dotarliśmy o 18-stej i razem z obecną ekipą rozpaliliśmy konwentowe ognisko. Aby tradycji stało się zadość, wzorem pierwszego konwentu, Matka Natura uraczyła nas siąpiącym deszczykiem. Na szczęście była bardziej łaskawa niż na jesieni ubiegłego roku, gdyż polewała z rozsądkiem i chyba nawet pewną dozą skąpstwa.
O skąpstwo nie można było posądzić kamratów ogniskowych, którzy polewając nad wyraz skutecznie doprowadzili do stanu gdzie same opowieści przestają wystarczać a na pierwszym planie pojawia się wokal. Śmiem twierdzić, że wyśmienita nalewka z czermechy (Darka) i wino z aronii (Bartka) były pierwotnym bodźcem nocnego chóru wilków, który skutecznie nie pozwolił harcerzom rozbitym w jaskini, zmrużyć oczu. W trakcie imprezy, części towarzystwa udzielił się syndrom szwędaczka i udali się na zwiedzanie Jaskini Zegarowej.
Wrócili w komplecie i bez strat własnych, lecz niemiłosiernie w błocie utytłani.
Około godziny 3-ciej, zmar(y)nowany niemiłosiernie uderzyłem w pierze.
Spaliśmy w jaskini, więc aura jaka by nie była nie stanowiła dla nas problemu. Rano okazało się, że niezbyt dokładnie oczyściłem miejsce pod matę i pod moimi plecami znalazła się ubita szyjka z butelki. Na szczęście rozdarła tylko NRC-tę i tanią matę z marketu, nie naruszając bivybaga, śpiwora i ...dolnej części moich pleców.

Gotuję wodę na kawę

Początek dnia uczczono kawką i uskuteczniono zajęcia indywidualne lub w grupach.
Część ekipy wzięła udział w rajdzie na orientację, zorganizowanym przez Darka. Jacek zabrał się za dzierganie prymitywnej broni - altalt'a. Michał (szwagier) strugał świątka, a ja po upleceniu na szybko sznurka z pokrzywy poszedłem szlajać się po okolicy w poszukiwaniu roślin jadalnych.
Wzgórze z zespołem jaskiń posiada bardzo bogatą florę. Wyobrażając sobie co pozyskiwał człowiek pierwotny mieszkający niegdyś w tych okolicach uważnie przepatrywałem teren.
Najwięcej było leszczyny, której orzechy zawierają bardzo dużo tłuszczu. Następnie dziki bez czarny z jadalnymi kwiatostanami i owocami (po obróbce) oraz buki, których liście i orzechy można jeść zarówno na surowo jak i wplecione w potrawy przyrządzone na ogniu. W kilku miejscach natknąłem się na dzikie jabłonie i kępy pożywnych pokrzyw. Dodatkowo w poszyciu można było wypatrzyć dziki agrest, porzeczki, jeżyny oraz poziomki. Te ostatnie już dojrzały i były przez moją osobę, skrupulatnie zrywane i konsumowane.

Gra barw - pszeniec gajowy

Tuż nad mniejszym wyjściem z Jaskini Jasnej rosną kokoryczki wielokwiatowe. Ich pożywne kłącza na surowo są trujące ponieważ zawierają saponiny i kryształy szczawianu wapnia. Pozbycie się trujących właściwości wymaga 3 godzinnego gotowania z kilkukrotną wymianą wody (dodanie kilku łyżek popiołu dla uzyskania odczynu zasadowego jest wskazane). Na skraju łąki zebrałem trochę mięty na herbatkę i przeszedłem obok łanu paproci orlicy. Z wysuszonych i zmielonych kłączy paproci orlicy można uzyskać mąkę, a młode i nierozwinięte pastorały, po obgotowaniu, nadają się do zup i sałatek oraz potraw smażonych. Tak jak w przypadku kokoryczki wodę należy kilka razy odlewać. W żadnym wypadku nie należy spożywać rozwiniętych liści orlicy oraz pastorałów na surowo. Zawierają substancje rakotwórcze i jak podaje Łukasz Łuczaj w swoim przewodniku: enzym - tiamazynę, powodujący rozkład witaminy B1. Przy samej jaskini Jasnej można znaleźć derenia świdwę. Z jego gorzkich owoców wydobywano nasiona i tłoczono z nich olej..

Dereń świdwa

Na obiad zajadaliśmy się pozostałościami pancernej grochówki Darka, której zapas wystarczył na 2 dni. Wieczorem zawitał do nas Staszek aby kilka godzin powędzić się w dymie jaskiniowego ogniska. Okazało się, ze rozpalenie ogniska w jaskini posiadającej 3 otwory, może i zabezpiecza ogień przed deszczem lecz jednocześnie powoduje totalne zadymienie i nierównomierne rozprowadzanie ciepła w targanej przeciągami przestrzeni.

Ognisko w "oknie" Jaskini Jasnej

Ostatecznie ognisko zostało przeniesione na zewnątrz i przy wykorzystaniu ekranującej skałki, rewelacyjnie ogrzewało skupionych przy nim uczestników konwentu.
Noc z soboty na niedzielę przespałem niczym niedźwiedź jaskiniowy. Nawet chrapanie jednego z sąsiadów nie przeszkodziło mi w błogim śnie. Rano szybka kawka, połączona ze śniadaniem i pakowanie całego inwentarza. Przy okazji wyczyściliśmy jaskinię z większości pozostawionych w niej śmieci.

Naprawdę warto zabierać ze sobą kilka mocnych worków na śmieci. W wielu sytuacjach mogą posłużyć jako wodoodporne pokrowce a przede wszystkim umożliwią nam doprowadzenie do porządku naprawdę ładnych miejscówek. Miejscówek, których piękna zwykli debile i idioci nie byli w stanie uszanować.

Widok ze skałki nad Jaskinią Jasną

Jak zwykle na pożegnanie życzyliśmy sobie ponownego spotkania. Gdzieś na szlaku lub na kolejnym konwencie. Było "Bagno", była "Skała" teraz czas na .... ;-)