sobota, 12 września 2009

Zielona Wyspa - cz. 2

Wczoraj (w piątek) trasa była dosyć długa. Wystartowaliśmy rano a wróciliśmy o 23:40. Kilka fot na wrzosowiskach pokrywających pokłady torfu, wizyta na plaży Inch Point i szybka droga do akwarium/oceanarium w miejscowości Dingle.

Fale na plaży Inch Point

W małych i większych akwariach zgromadzone były ryby i skorupiaki żyjące w środowiskach słono i słodko wodnych na całym świecie. Największy zbiornik zajmowała fauna i flora oceanu z płaszczkami i rekinami włącznie. W jednym z odkrytych zbiorników znajdowały się płaszczki i pływające stadem makrele. Płaszczki okazały się na tyle oswojone, że podpływały do ... pogłaskania.
Po wyjściu z akwarium udaliśmy się na falochron otaczający marinę w Dingle Harbour. Krótki spacerek połączony z konsumpcją lodów i szybki przejazd wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim w okolice Dunquin. Na miejscu musieliśmy poczekać na transport (ponton) do kutra, którym popłynęliśmy w kierunku południowego brzegu An Blascaod Mór.

Przed pontonem wąski przesmyk do pokonania

Następnie kuter zawrócił i opłynąwszy brzeg wschodni dotarł do małych wysp na pn-wsch. Woda nie była zbyt głęboka i pełna brunatnic wśród których musiały kryć się ryby. W pobliżu wsyp z wody wychylały się zaciekawione statkiem focze łby.

Zaciekawiona kutrem foka

Po krótkiej sesji zdjęciowej popłynęliśmy zobaczyć klify na północnym brzegu An Blascaod Mór i mniejsze wysepki zlokalizowane 1-2 mile na zachód od nich. Stamtąd wróciliśmy na zlokalizowane w zacisznej zatoce kotwicowisko skąd pontonem popłynęliśmy do przystani. Już samochodem cofnęliśmy się kilka kilometrów na południe aby na klife górującym nad rozległą (odpływ) plażą zjeść kilka kanapek i napić się kawy z termosu. Po wizycie na plaży pojechaliśmy wijącą się drogą w kierunku zatoki Brandon Bay. Tuż za przełęczą Conor Pass mieliśmy okazję podziwiać dwa jeziora karowe (jeziora cyrkowe) powstałe w obrębie kotła lodowcowego po ustąpieniu lodowca.

Rysy polodowcowe

W pobliżu wschodniego brzegu zatoki Brandon Bay znajduje się miejscowość Fahamore. Zatrzymaliśmy się tam aby zrobić zdjęcie zachodu słońca i zjeść coś morskiego na kolację. Uwieczniwszy płonącą kulę zanurzającą się w Atlantyku zameldowaliśmy się restauracji Islands. Poza przystawkami testowane były 3 rodzaje małży (ostrygi, przegrzebki i cuś czego jeszcze nie rozpoznałem ;-) ), krewetki, homar, krab i... gruby stek wołowy. Po posiłku czekała nas długa i nużąca, nocna droga do Killarney. W sumie dzisiaj zrobilśmy autem ok. 150 mil.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz